W kierunku Korei Północnej płynie flotylla amerykańskich okrętów z lotniskowcem USS „Carl Vinson” na czele. Prezydent Trump napisał: „Korea Północna prosi się o kłopoty. Jeśli Chiny zdecydują się pomóc, to świetnie. Jeśli nie, poradzimy sobie sami!”
To oczywista groźba ataku na Koreę Płn. spowodowała natychmiastowy wzrost napięcia w tym regionie. Poza odpowiedzią Korei Północnej, że jest gotowa zareagować atakiem na atak, negatywnie zareagowały władze Korei Południowej, doskonale zdające sobie sprawę, że w wypadku konfliktu zbrojnego, cały półwysep stanie się centrum niszczycielskiego konfliktu, możliwe, że atomowego. Teraz zabrzmiał głos Chin.
„Global Times”, angielskojęzyczna wersja chińskiej gazety „Huánqiú Shíbào” opublikowała artykuł, w którym wyrażono stosunek chińskich władz do poczynań USA. Czytamy w nim: „Podjęcie działań wojskowych przeciwko Korei Północnej jest o wiele bardziej ryzykowne niż atak rakietowy w Syrii. Pjongjang jest w stanie zadać ciężki cios Korei Południowej. (…) Stany Zjednoczone nie maja obecnie uprawnień do rozwiązywania globalnych spraw. Biały Dom musi być tego świadomy. Waszyngton wydaje się być gotowy do rozszerzenia swojej militarnej obecności, ale rezultaty mogą być dalekie od jego oczekiwań”.
Ten głos, wyrażony w tradycyjnej chińskiej narracji jest wyraźnym sygnałem ze strony Pekinu, że samodzielne militarne rozwiązywanie problemów pod bokiem Chin i bez ich udziału może być dla potencjalnego agresora nader ryzykowne. Pytanie, czy Trump weźmie ten sygnał pod uwagę?