Wreszcie się to skończy! Człowiek uciekał już przed telewizorem, chował się, gdzie popadło, strach było nawet do szafy zajrzeć. Bo, jak nie Trump, to Clinton. Albo mniej lub bardziej uczeni, lub inni dyżurni luminarze, pytlujący o tym, kto kogo.
A tu do końca ciemno wszędzie, głucho wszędzie, jak powiadał poeta. Za sondażami nie trafisz. Reuter kocha Clinton, więc w jego sondażach miała się dobrze, choć na koniec jakby nieco gorzej. Telewizja Fox przeciwnie, więc tam Trump miewał się coraz lepiej.
Zatem co to będzie, co to będzie, jeśli wygra republikanin Donald Trump? Bo jeśli wygra demokratka Hillary Clinton, z grubsza wiadomo – więcej tego samego, co już było. A więc przewidywalnie i może nie trzeba będzie pilnie robić zapasów wody i jadła, jak całkiem niedawno poleciła Niemcom kanclerka Angela Merkel.
A jeśli Biały Dom zagospodaruje Trump? No, tu już możemy swobodnie uwolnić moce twórcze wyobraźni. Rzuci się na dzień dobry do ust Władimirowi Putinowi, jak Erich Honecker Leonidowi Breżniewowi? Każe Japonii skonstruować broń jądrową i stosowne rakiety do jej dostarczania na upatrzone miejsce, by sama zajęła się samoobroną, a nie żerowała na podatniku amerykańskim? Zamuruje na amen granicę z Meksykiem, by stamtąd nie nacierały chmary „gwałcicieli”, „złodziei” i wręcz „morderców” psujących ostoję moralności świata? Chętnych do zasiedlania Ameryki muzułmanów popędzi tam skąd wyleźli, by ku chwale Allaha wysadzali się w powietrze u siebie?
A może te jego opowieści to była lipa – w myśli zasady klasyka nadwiślańskiego, że ciemny lud to kupi? Trump to przecież najwyższej klasy fachowiec od wciskania ludziom ładnych opakowań z marną zawartością – bo jak można dojść do miliardów? A teraz, zrobiwszy geszeft życia, będzie pławił się w byciu prezydentem, a nie użerał się z oporną materią. (Aż się prosi, żeby i tu też wskazać wzorzec nadwiślański).
Naprawianiem USA niech zajmą się wiceprezydent, sekretarz stanu, minister obrony, generałowie, oraz ew. prezes banku centralnego, który zmienia stopy procentowe, by gospodarkę zagrzać, albo schłodzić. Do chronienia zaś Ameryki przed wszelkim złem też ma już sprawdzonego człowieka. To szef kontrwywiadu (FBI), James Comey, który nie zawahał się podjąć wielkiego ryzyka osobistego, aby mu niebios przychylić, zerwał z odwiecznym obyczajem, że tajne służby nie zajmują się promowaniem któregoś z kandydatów i śmiało wznowił z hukiem śledztwo w sprawie osławionych maili Hillary Clinton wysyłanych z prywatnego konta.
Jak by z tym Białym Domem nie było, trzeba będzie jednak na łapki Amerykanom patrzeć. W końcu jest to największy osiłek w naszej wiosce globalnej. Może nie najmądrzejszy, ale z szarpaniem go za nogawki trzeba uważać, bo jak walnie to głowa może odlecieć. Choć może głowa nie tego, co szarpał…
I jeśli znów zaczną robić głupstwa w rodzaju napaści na Irak, to lepiej, żebyśmy do tego ręki nie przykładali. Nawet, jeśli w coś osobiście nie wdepniemy, to trzeba pilnie przewidywać, czy dalekosiężne skutki polityki Waszyngtonu nie wywrócą nam mebli w mieszkaniu i zawczasu ubezpieczać się.