Władze USA i Zachód powinny jak najszybciej podjąć decyzję o zmianie typu broni wysyłanej Ukrainie i dostarczyć jej rakiety dalekiego zasięgu, myśliwce i czołgi. Samoograniczanie się Zachodu w tej sprawie nie ma sensu, a broń ta konieczna jest do powodzenia ukraińskiej kontrofensywy.
Ponad pięć miesięcy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na pełną skalę rosyjska ofensywa została w dużej mierze powstrzymana, zaś Ukraina przygotowuje się do przeprowadzenia kontrofensywy. Jej losy zależeć będą w dużej mierze od dwóch czynników: ukraińskich rezerw ludzkich oraz broni dostarczanej przez USA i Zachód.
Pruski generał Carl von Clausewitz mawiał, że każdy atak ma swój punkt kulminacyjny: powinniśmy myśleć o tym jak o fali, która dociera do brzegu i osiąga szczyt, po czym się cofa. Teraz wygląda na to, że kulminację osiągnęła rosyjska ofensywa w Donbasie, tak jak wcześniej było to w przypadku ataku na Kijów.
Choć siły rosyjskie wciąż posuwają się nieznacznie naprzód, to duża część jednostek lądowych wysłanych na Ukrainę jest zniszczona lub poważnie uszkodzona, podobnie jak wysłane tam rezerwy, a Rosjanie mają duże trudności ze znalezieniem dodatkowych sił.
To nigdy nie jest dobry znak, jeśli szuka się ludzi do walki w więzieniach czy w klubach emerytów i rencistów. Rosja prowadzi w ten sposób ukrytą mobilizację, bo boi się ogłoszenia mobilizacji powszechnej.
Zwycięzcą tej wojny będzie ten, komu uda się odnowić, odbudować swoją armię i wspierać ją logistycznie. Kluczowe pytanie brzmi teraz: gdzie są ukraińskie rezerwy? Wiemy, że wielu żołnierzy zostało powołanych do uzupełnienia jednostek na froncie, ale czy są inne jednostki, formowane na tyłach, przygotowujące się do kontrofensywy?
Kluczowy będzie też sprzęt dostarczany z Zachodu. Dotychczasowe dostawy były dobrze skrojone pod potrzeby Ukraińców, ale teraz te potrzeby się zmieniają. Chodzi m.in. o wycofywane ze służby amerykańskie myśliwce F-15 i F-16, czołgi, bojowe wozy piechoty oraz rakiety dalszego zasięgu.
Teraz potrzebna jest broń, której Ukraińcy mogliby użyć do kontrataku, do zniszczenia okopanych rosyjskich sił, by przejąć inicjatywę i odzyskać swoje ziemie.
Choć wdrożenie niektórych systemów, takich jak myśliwce, może zająć miesiące, decyzja potrzebna jest już teraz.
Szczególnie ważna jest kwestia dostarczenia ATACMS, pocisków o zasięgu 300 km kompatybilnych z posiadanymi przez Ukraińców wyrzutniami HIMARS. Ze względu na dostawy HIMARS Rosjanie już musieli odsunąć od frontu na 80 km węzły, w których rozładowywali swoje pociągi z zaopatrzeniem, co znacznie skomplikowało ich logistykę. Dostawy ATACMS zakłóciłyby ich logistykę w jeszcze większym stopniu, czyniąc zaopatrzenie ich wojsk niemal niemożliwym.
Mimo nacisku ze strony amerykańskiego Kongresu administracja prezydenta USA Joe Bidena nie zgodziła się dotąd na dostarczenie tych pocisków. Jak powiedział doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan, powodem jest chęć uniknięcia eskalacji i znalezienia się na drodze do III wojny światowej.
Według mnie taka argumentacja jest bezsensowna i jest przykładem samo-odstraszania, a za taką politykę zapłacą Ukraińcy swoim życiem.
Nasze wahanie nie może być kontynuowane. To kosztuje ich tym więcej, im dłużej trwa rosyjska okupacja. Już ponad milion Ukraińców zostało deportowanych do Rosji, jak to miało miejsce w przypadku Litwinów, Łotyszy, Estończyków i Polaków podczas II wojny światowej. Nie mówiąc już o brutalności, którą widzieliśmy w Buczy, i możemy tylko sobie wyobrażać, co dzieje się na okupowanych obecnie obszarach.
Choć polityka Waszyngtonu, polegająca na tym, by unikać bezpośredniego zaangażowania w wojnę, jest słuszna, nie powinna ona ograniczać wsparcia dla Ukrainy.
Historia pokazała, że Rosja i Stany Zjednoczone w wielu poprzednich wojnach zderzały się i nie prowadziło to do większej eskalacji. W wojnie koreańskiej rosyjscy piloci ścierali się z amerykańskimi. W wojnie wietnamskiej rosyjskie rakiety ziemia-powietrze w Wietnamie Północnym strącały amerykańskie bombowce. W Afganistanie Amerykanie dostarczali broń afgańskim rebeliantom. Ledwie kilka lat temu w Syrii rosyjscy najemnicy z grupy Wagnera zostali zabici przez siły USA, kiedy ruszyli na pola naftowe i gazowe.
Autor jest analitykiem wojskowym i byłym funkcjonariuszem CIA