6 listopada 2024

loader

Czy będą umierać za złote sedesy Putina?

fot. wikicommmons

Putin ogłosił w orędziu mobilizację. Czyli w końcu sam przed sobą i społeczeństwem musiał przyznać, że to żadna „specjalna operacja” tylko regularna wojna.

Minister obrony Szojgu doprecyzował, że chodzi o mobilizację 300 tysięcy rezerwistów (z 2 milionów teoretycznie możliwych). Jest to w tym sensie „częściowa” mobilizacja, że pełna byłaby zwyczajnie technicznie niemożliwa do przeprowadzenia z powodu rozmaitych wąskich gardeł np. w logistyce. Brakuje im także oficerów i zwłaszcza podoficerów, których zresztą bezmyślnie wytracili na początku „specoperacji”. Przy braku rozwiniętej „szkieletowej” armii pełna mobilizacja byłaby zwyczajnie niewykonalna.

Tak więc Putin przyznał, że nie tylko toczy się wojna, ale że ta wojna idzie tak słabo, że musi „niepokoić” rezerwistów, a co za tym idzie sporą część młodszej populacji (ta jest bardziej niechętna niż starsi, bo ostatecznie tradycyjnie to młodzi giną na froncie, a starsi wojują z pozycji fotela). Jaki to wywoła efekt psychologiczny w samej Rosji, trudno wyrokować. Putin liczy na efekt mobilizacji ideologicznej w „obronie ojczyzny”, ale przy tak słabym przygotowaniu psychologicznym do wojny może im to nie wyjść tak jak planowali.

Przede wszystkim inwazja na Ukrainę była projektowana jak „mała zwycięska wojenka”, która szybko miała się skończyć i podbić poparcie i ego starzejącego się neo-cara. To, jak wiemy nie wyszło. A na taką „operację” było przygotowywane społeczeństwo. Coś, co może jest „przykre, ale konieczne”, jednak jak zapewniały władze, większości społeczeństwa rosyjskiego to nie dotknie w istotny sposób. To znaczy będą pewne trudności związane z sankcjami, ale władza sobie poradzi, a już na pewno nie będzie mobilizacji i przeciętny zjadacz chleba z Moskwy nie ma się czym przejmować. Wojna toczyć się miała gdzieś na obrzeżach świadomości, skończyć się w miarę szybko, a planowana parada w Kijowie miała umocnić carat.

No i klops. Idzie zima, a mała zwycięska wojenka przekształciła się w nowy Afganistan. I mobilizują pod wpływem jastrzębi, którzy od miesięcy gardłowali na Telegramie i w różnych piwnicznych audycjach, że trzeba mobilizować, bo to jest wojna na poważnie. Kreml długo nie chciał zrezygnować ze swojego wyobrażenia o „wyprawie karnej”, czy też „ekspedycji kolonialnej”, jak to określił jeden z odważniejszych komentatorów w państwowej telewizji rosyjskiej (szybko oczywiście skrytykowany za dobór słów przez niezastąpioną Skabiejewą). Ale ekspert miał rację, mówiąc, że „należy przestać walczyć jak podczas ekspedycji kolonialnych”, a zacząć myśleć jak o ciężkiej, długiej wojnie.

I w końcu Kreml spasował, przyznał, że toczy się wojna i trzeba przestawić wszystko, co możliwe na tory wojenne. O tym że jest ciężko zaczęły już mówić wprost rosyjskie media. Sądzę jednak, że przygotowanie społeczeństwa rosyjskiego do tego rodzaju wojny jest za słabe. Co innego „ekspedycja kolonialna”, jak w Syrii czy Czeczenii, albo jakaś „rekonstrukcja historyczna” Wojny Ojczyźnianej z czerwonymi gwiazdami na samolotach i sierpaczami na czołgach, a co innego faktycznie wojna.

Pamiętajmy, że pełna mobilizacja społeczeństwa i państwa radzieckiego (czego w ogóle zresztą nie należy w prosty sposób mylić z obecnym społeczeństwem rosyjskim), nastąpiła po gigantycznych zbrodniach popełnionych przez armię niemiecką i kiedy ta armia stała już pod Moskwą. Wówczas nastąpił ogromny przełom psychologiczny i faktycznie miliony ludzi były gotowe walczyć i umierać, bo to wszystko było realne, bliskie i namacalne.

To jest w ogóle nieporównywalne ani skalą, ani kontekstem z obecną sytuacją. Teraz mają iść umierać chłopcy dla ambicji starzejących się wodzów, którzy sami zresztą nigdy niczym nie ryzykowali (w przeciwieństwie, np. do przywództwa ZSRR, które czy się z nim zgadzamy czy nie, jednak ponosiło w swoim życiu jakieś osobiste ryzyko), tylko kosili kasę i budowali sobie pałace ze złotymi ubikacjami. LARP-y, które organizują co roku w rocznicę zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, a które przybrały już autentycznie groteskową, by nie powiedzieć obraźliwą dla ofiar tamtej wojny formę, mogą nie wystarczyć jako przygotowanie do tej wojny, w której utrata własnego życia przez żołnierza (a więc męża, brata, kolegę z pracy) jest również bardzo wysoka.

Kreml może przecenić swój autorytet w społeczeństwie i chęć umierania za Putina i jego pałace oraz luksusowe jachty.

Xavier Woliński

Poprzedni

Pracujmy mniej

Następny

Włoski dramat bez alternatywy