The region consists of the Antilles, divided into the larger Greater Antilles which bound the sea on the north, the Lesser Antilles on the south and east (including the Leeward Antilles), the Bahamas, and the Turks and Caicos Islands or the Lucayan Archipelago, which are in fact in the Atlantic Ocean north of Cuba, not in the Caribbean Sea. Some islands in the region have relatively flat terrain of non-volcanic origin. These islands include Aruba (possessing only minor volcanic features), Barbados, Bonaire, the Cayman Islands, Saint Croix, The Bahamas or Antigua. Others possess rugged towering mountain-ranges like the islands of Cuba, Hispaniola, Puerto Rico, Jamaica, Dominica, Montserrat, Saba, Saint Kitts, Saint Lucia, Saint Thomas, Saint John, Tortola, Grenada, Saint Vincent, Guadeloupe, Martinique, and Trinidad & Tobago. The climate of the region is tropical but rainfall varies with elevation, size and water currents (cool upwellings keep the ABC islands arid). Warm, moist tradewinds blow consistently from the east creating rainforest/semidesert divisions on mountainous islands. Occasional northwesterlies affect the northern islands in the winter. The region enjoys year-round sunshine, divided into 'dry’ and 'wet’ seasons, with the last six months of the year being wetter than the first half. The waters of the Caribbean Sea host large, migratory schools of fish, turtles, and coral reef formations. Hurricanes, which at times batter the region, usually strike northwards of Grenada, and to the west of Barbados. The principal hurricane belt arcs to northwest of the island of Barbados in the Eastern Caribbean. The region sits in the line of several major shipping routes with the man-made Panama Canal connecting the western Caribbean Sea with the Pacific Ocean.
Kryzys finansowy z 2008 roku oraz jego nadal odczuwalne skutki obnażyły największe słabości ekonomistów akademickich. Większość z nich stała się więźniami własnych dogmatów myślowych. Zamknięci w zaawansowanych modelach matematycznych, używający hermetycznego języka oraz bezgranicznie wierzący w uniwersalne prawa rządzące światem, ekonomiści uodpornili się na krytykę i zgubili zdolność do autorefleksji. Inercja ekonomicznej ortodoksji nie przeszła oczywiście bez echa
Martin Wolf, główny komentator ekonomiczny The Financial Times, w artykule o wymownym tytule „Ekonomia zawiodła nas już przed globalnym kryzysem finansowym” postuluje jej zasadniczą reformę, krytycznie odnosząc się do panującego wśród ekonomistów intelektualnego marazmu. Porównuje ją do medycyny, która jest dyscypliną praktyczną, więc jej celem jest uczynienie świata lepszym miejscem. Tymczasem ekonomia ma z tym poważny problem. W 2016 roku noblista Paul Romer stwierdził, że trzy ostatnie dekady były okresem uwstecznienia się makroekonomii, która obecnie ucieka od analizowania i rozwiązywania realnych problemów.
Nic więc dziwnego, że równolegle myślący krytycznie ekonomiści zaczęli się oddolnie organizować. Na popularności zyskała opozycyjna do głównego nurtu ekonomia heterodoksyjna, która stanowczo odrzuca podstawy metodologiczne dominującej na uniwersytetach syntezy neoklasycznej i proponuje kilka zupełnie nowych podejść badawczych. Ekonomiści heterodoksyjni skupili się w większym stopniu na kategoriach pozaekonomicznych takich jak instytucje, środowisko czy płeć, a badania prowadzą z uwzględnieniem czynnika niepewności oraz ewolucyjnego charakteru zjawisk gospodarczych. W ekonomii dokonuje się powoli przewrót kopernikański. Inicjatywy takie jak globalny ruch Rethinking Economics czy studenckie stowarzyszenie Oikos krytykują brak pluralizmu w świecie akademickim i domagają się zmian w uniwersyteckich programach nauczania.
Diagnoza złego stanu ekonomii jest niewątpliwie trafna. Dobitnym tego przykładem jest bierność ekonomistów akademickich wobec potrzeby uwzględnienia w modelowych analizach gospodarki długu oraz pieniądza, czego bezpośrednią konsekwencją była niezdolność do przewidzenia nadciągającego kryzysu finansowego. Wynikający ze środowiskowego konformizmu opór wobec alternatywnych teorii doprowadził do strat społecznych, które możemy liczyć w bilionach dolarów. Przykłady tego typu zaniedbań można mnożyć. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy zupełnie przekreślać cały dorobek ekonomii akademickiej. Holistyczne programy badawcze wykraczają poza sztywne ramy różnych nurtów myślowych. Łączą różne tradycje badawcze oraz podejścia metodologiczne i zrywają z binarnym podziałem na ortodoksję i heterodoksję. Wynika stąd wyraźna potrzeba stworzenia bardziej jasnego, komplementarnego podziału, który dostarczy nam alternatywnego aparatu pojęciowego, odnoszącego się w większym stopniu do wartości.
Powyższe rozróżnienie dzieli programy badawcze na krytyczne oraz funkcjonalistyczne. To podział znany w innych naukach społecznych, który przy okazji dobrze oddaje istotę kryzysu współczesnej ekonomii akademickiej. Nie sprowadza on konfliktu do walki między popularnym centrum i peryferiami programów badawczych, a w większym stopniu kładzie nacisk na przedmiot oraz cel prowadzonych badań.
I tak oto ekonomiści krytyczni dążą do poznania mechanizmów stojących za funkcjonowaniem gospodarki kapitalistycznej nie tylko po to, żeby ją lepiej zrozumieć. Chcą je poznać by je zmieniać i stworzyć nowe, lepsze ramy funkcjonowania społeczeństwa. W przeciwieństwie do reakcyjnych badaczy uznają, że obecny system wymaga od nas nieustannego dopominania się o swoje, czego przejawem ma być jego zaciekła krytyka.
W tej serii artykułów przedstawiam pokrótce kilka programów badawczych, które uważam za krytyczne. Niektórym z nich bliżej do głównego nurtu, a innym do ekonomicznej heterodoksji. Łączy je jedno – naukowy sprzeciw wobec niedoskonałości obecnego świata. Każdy z nich opisałem poprzez streszczenie jednego artykułu, który dobrze oddaje jego istotę. Dodatkowo, pod opisem każdej publikacji zamieściłem krótką listę innych, polecanych przeze mnie artykułów, które mieszczą się w ramach opisywanego nurtu.
Zdaję sobie sprawę z powierzchowności tego typu opracowania. Uważam jednak, że stanowi ono wartościowy wkład do szerszej dyskusji na temat ekonomii akademickiej, a przy okazji ma charakter przeglądowy i może zainspiruje czytelników do zainteresowania się którymś z przedstawionych poniżej programów.
Ekonomia opodatkowania międzynarodowego
„Podatki. Podatki. Podatki. Wszystko inne to brednie” stwierdził kąśliwie holenderski historyk Rutger Bregman podczas panelu dyskusyjnego na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. W swoim przemówieniu odnosił się on do gigantycznego problemu unikania opodatkowania, który przez ostatnie dekady urósł do niespotykanych dotychczas rozmiarów. W sukurs coraz częściej bezradnym wobec tego zjawiska organom podatkowym przychodzi ekonomia opodatkowania międzynarodowego.
Przez ostatnią dekadę pojawiło się wiele szczegółowych analiz, próbujących uchwycić oraz wytłumaczyć mechanizm uchylania się od płacenia podatków. Praca trzech ekonomistów – Thomasa Tørsløva, Ludviga Wiera i Gabriela Zucmana – jest pod tym względem przełomowa. Do badania rajów podatkowych wykorzystują oni nowe dane, które pochodzą z oddziałów międzynarodowych korporacji i podkreślają, że współcześnie głównym narzędziem transferu zysków są aktywa niematerialne (licencje, patenty), a podatków unikają przeważnie wielkie spółki technologiczne takie jak Alphabet (Google), Facebook czy Apple. To rzuca nowe światło na charakter oraz skalę badanego zjawiska.
W latach 1985-2018 średnia stawka podatku CIT na świecie spadła o ponad połowę (z 49% do 24%). Wielu ekonomistów winy szukało w globalizacji, która zmusza kraje do konkurowania o międzynarodowe przepływy kapitału (inwestycji w kapitał rzeczowy). Wier, Tørsløv oraz Zucman twierdzą jednak, że teza ta nie ma umocowania empirycznego. W XXI wieku w bilansach rachunkowych najbardziej dochodowych spółek znajdują się głównie aktywa niematerialne – takie jak prawa autorskie, licencje czy znaki towarowe. To bezpośrednio z ich sprzedaży czerpią one zyski. Oznacza to, że nie posiadają materialnych środków produkcji, które mogłyby stanowić przedmiot konkurencji podatkowej. Facebook nie przeniesie swoich zakładów przemysłowych do kraju, gdzie zapłaci niższe podatki, ponieważ zwyczajnie ich nie posiada. Za to bardzo łatwo może tam przenieść aktywa niematerialne. Wystarczy, że zarejestruje prawo do własnej marki na jedną ze swoich międzynarodowych filii, która podlega innej jurysdykcji prawnej.
Obniżki podatków nie są w takim razie efektem konkurencji, a raczej bezradności organów podatkowych, które ustępują pola wielkim spółkom technologicznym i ich armiom prawników. W 2016 roku Alphabet wykazał przychód na poziomie 19,2 miliarda dolarów na Bermudach, czyli w małym kraju wyspiarskim, w którym nie istnieje nic na kształt amerykańskiej Doliny Krzemowej z rozwiniętym zapleczem badawczo-rozwojowym i tysiącem start-upów technologicznych. Dlaczego w takim razie to właśnie tam wiele spółek technologicznych rejestruje swoją działalność gospodarczą? Przyczyna jest prosta. Stawka podatku CIT na Bermudach wynosi 0%.
Mechanizm transferu zysków oparty o aktywa niematerialne rozrósł się do gigantycznych rozmiarów. Według szacunków autorów artykułu w 2015 roku około 40% zysków korporacji transnarodowych przeniesione zostało do rajów podatkowych. Oznacza to, że prawie 10% globalnego PKB nie podlega żadnej formie opodatkowania. To przywilej, który wypracowało sobie najbogatszych kilka procent populacji krajów rozwiniętych – głównie Stanów Zjednoczonych.
Tak więc wygranymi tutaj są władze rajów podatkowych i akcjonariusze amerykańskich korporacji, a najwięcej na całym procederze tracą kraje członkowskie Unii Europejskiej. Raje podatkowe pozbawiają UE równowartości jednej piątej obecnych wpływów z podatku CIT. To około 60 miliardów euro rocznie. W samej Wielkiej Brytanii rachunek opiewa na kwotę 12,7 mld euro. To więcej niż dwuletni koszt programu 500+. Na całym procederze cierpią przede wszystkim zwykli obywatele. Większość z nich uczciwie pracuje i płaci podatki, a w zamian dostaje podupadające instytucje państwa opiekuńczego. Równolegle wielkie spółki technologiczne gromadzą olbrzymie nadwyżki gotówki na swoich kontach bankowych. Na domiar złego zjawisko transferu zysków nasila się, a poszkodowane kraje wykazują znaczącą bierność w tej sprawie. „Wyścig na dno” (race to the bottom), w którym uczestniczy większość państw UE, doprowadzić ma do tego, że w 2052 roku stawka podatku CIT w większości z nich wyniesie 0%.
Znamienne jest również to, że najwięcej zysku w Europie przenoszone jest współcześnie do Irlandii, czyli do kraju należącego do Unii Europejskiej, który podlega prawom wspólnoty. To pokazuje, że rozwiązywanie problemów poszkodowani muszą zacząć od dyscyplinowania samych siebie. Działania Komisji Europejskiej, która zmusiła Apple do zapłacenia Irlandii 14 mld zaległych podatków, są tego dobrym przykładem. Biorąc jednak pod uwagę skalę zjawiska, to póki co zdecydowanie za mało. Poprawa sytuacji wymaga zdecydowanych kroków. W 2017 roku Australijski Departament Skarbu zaproponował stworzenie listy beneficjentów rajów podatkowych. Oznacza to na przykład wyraźne wskazanie wszystkich akcjonariuszy, którzy czerpią zyski z dywidend wypłacanych przez unikające opodatkowania spółki.
Podobno nic tak dobrze nie buduje poczucia odpowiedzialności za własne czyny jak ostracyzm społeczny. Niestety propozycja Australijczyków okazała się dla globalnych elit politycznych zbyt radykalna, ponieważ do tej pory jeszcze nikt nie wprowadził jej w życie.
lhp/mm/pospolita/ns