Do tej pory, pisząc o skutkach ubiegłorocznego, nieudanego zamachu stanu w Turcji, informowaliśmy o tysiącach ludzi wyrzuconych z pracy, o setkach aresztowanych i o zamykaniu mediów. Teraz okazuje się, że państwo rządzone przez prezydenta Erdoğana przejęło też kontrolę nad 879 firmami wartymi 11,32 mld dolarów.
Jak informuje Turecki Fundusz Oszczędności i Depozytów Ubezpieczeniowych (TMSF) w przejętych przez rząd firmach jest zatrudnionych niemal 45 tys. ludzi. TMSF podał również, że jest już bilans wszystkich spółek mediowych, które w ciągu 8 miesięcy od zamachu zostały zamknięte. Jest ich 147.
Zamknięcia lub przejęcia przedsiębiorstw i banków odbywają się pod płaszczykiem ich współpracy z podejrzewanym przez władze Erdoğana, przebywającym w Stanach Zjednoczonych tureckim duchownym Fethullahem Gülenem. To właśnie Gülen, zdaniem rządu w Ankarze, miał stać za nieudanym zamachem stanu z 15 lipca zeszłego roku.
Analitycy polityczni specjalizujący się w problematyce tureckiej uważają, że Gülen stał się dla Erdoğana doskonałym pretekstem do czystek w sądownictwie, na uczelniach, w szkołach, administracji, a nade wszystko w tureckiej armii. Eksperci porównują rolę Gülena w Turcji Erdoğana, do Trockiego w czasach Stalina. Kogoś mitycznego, kto stoi za wszystkimi knowaniami wobec władzy.