W świecie, który rozdzierają wojny i podziały, pozostaje arena, gdzie wielcy tego globu mogą zasiąść przy jednym stole – i nie, nie chodzi o Organizację Narodów Zjednoczonych. To G20, które właśnie kończy swoje obrady w Rio de Janeiro. Podczas gdy ONZ tonie w marazmie i nieskuteczności, G20 wyrasta na jedyne forum zdolne do podejmowania realnych wyzwań w globalnym chaosie.
ONZ, która powstała po II wojnie światowej jako filar międzynarodowego porządku, coraz częściej nie spełnia swojej roli. Nadużywanie prawa weta przez stałych członków Rady Bezpieczeństwa oraz brak reform osłabiły jej zdolność do reagowania na współczesne konflikty. Wojny w Ukrainie, Sudanie czy Demokratycznej Republice Konga i niemożność zakończenia trwającego ludobójstwa w Gazie pokazują, że organizacja nie tylko nie potrafi zapobiegać kryzysom, ale także nie jest w stanie ich spowalniać. Tylko wyspecjalizowane agencje, takie jak Wysoki Komisarz ds. Uchodźców czy Światowy Program Żywnościowy, mają jakiś tam wpływ, ale polityczne serce organizacji zdecydowanie już przestało bić.
G20 istnieje dopiero od 1999 roku i ma tę zaletę, że jest bardziej reprezentatywna i egalitarna w skali globalnej. Wszystkie kraje są równe – nawet jeśli niektóre wydają się równiejsze od innych – i każdy kontynent jest reprezentowany, w przeciwieństwie do stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie brakuje stałych przedstawicieli Afryki czy Ameryki Południowej. Dziś grupa obejmuje kraje odpowiedzialne za 85% światowego PKB, ponad 75% handlu i dwie trzecie populacji globu.
Prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva, który przewodniczył tegorocznemu szczytowi, w swoim wystąpieniu zwrócił uwagę na powagę wyzwań stojących przed światem. Wskazał na przymusowe przesiedlenia, rosnące nierówności społeczne oraz niszczycielskie skutki zmian klimatycznych jako główne przyczyny współczesnych konfliktów. Wezwał do podjęcia działań na rzecz ograniczenia wzrostu temperatury do 1,5°C powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej oraz skuteczniejszej walki z ubóstwem i głodem.
We wspólnej deklaracji podpisanej po pierwszym dniu szczytu przywódcy państw G20 wezwali do sprawiedliwego pokoju na Ukrainie, poszerzenia pomocy humanitarnej w Strefie Gazy oraz współpracy w sprawie klimatu, ubóstwa i podatków.
Nie wszyscy uczestnicy byli w pełni zadowoleni z ustaleń. Libertariański prezydent Argentyny Javier Milei, mimo podpisania wspólnej deklaracji, otwarcie skrytykował niektóre jej zapisy. Zakwestionował inicjatywy przeciwdziałania mowie nienawiści w mediach społecznościowych oraz działania globalnych instytucji, takich jak ONZ, które według niego narzucają wolę suwerennym państwom. Sprzeciwił się również propozycjom większej roli państw w gospodarce jako metody walki z globalnym głodem, opowiadając się za rynkowymi rozwiązaniami.
O Trumpie szeptem
Szczyt odbywał w cieniu niechybnego już powrotu Donalda Trumpa na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego nazwisko, choć nie pojawiało się w oficjalnych rozmowach, obecne było w kuluarowych dyskusjach. Przywódcy zastanawiają się, jak zmiana w Białym Domu może wpłynąć na globalne sojusze i politykę międzynarodową. Trump podczas swojej kampanii zapowiadał nałożenie 60-procentowych ceł na chińskie towary, co mogłoby wywołać globalną wojnę handlową, oraz wycofanie się z paryskiego porozumienia klimatycznego. Podkreślał również, że Europa powinna „odwdzięczyć się” Ameryce za dostawy broni dla Ukrainy, choć nie sprecyzował, co miałoby to oznaczać.
Te zapowiedzi wzbudzają poważne obawy, że druga kadencja Trumpa może zaostrzyć podziały międzynarodowe, podważyć dotychczasowe osiągnięcia wielostronnej współpracy i wzmocnić nacjonalistyczne tendencje. W świecie, który już teraz boryka się z rywalizacją mocarstw i rosnącymi napięciami, przyszłość współpracy multilateralnej staje się coraz bardziej niepewna.
Zapowiadana bardziej nastawiona na transakcję i konfrontację polityka Stanów Zjednoczonych może skłonić kraje globalnego Południa do pogłębiania współpracy w ramach alternatywnych inicjatyw, takich jak te oferowane przez BRICS. Kraje rozwijające się, często marginalizowane w tradycyjnych strukturach globalnych, szukają partnerstw, które lepiej odpowiadają ich potrzebom i priorytetom, takich jak równość w handlu, inwestycjach i decydowaniu o międzynarodowych zasadach. Wzrastająca rola BRICS, oparta na współpracy gospodarczej i politycznej, stanowi dla wielu z nich atrakcyjną alternatywę wobec modeli oferowanych przez zachodnie mocarstwa.
W kontekście rywalizacji między Stanami Zjednoczonymi a BRICS, G20 odgrywa kluczową rolę jako przestrzeń dialogu i wspólnego poszukiwania rozwiązań, które mogą przyczynić się do większej stabilności i zrównoważonego rozwoju. Jednak czy G20 zdoła utrzymać swoją pozycję jako pomost między różnymi wizjami globalnego ładu w coraz bardziej podzielonym świecie?