Wybory parlamentarne w roku 2012 były teatrem dwóch bloków wyborczych. Tegoroczne, rozpisane na 8 października głosowanie może oznaczać większą różnorodność w kolejnym parlamencie.
Przez ostatnie lata krajem rządziła szeroka, określana jako centrolewicowa, koalicja Gruzińskie Marzenie pod wodzą premiera Giorgi Kwirikaszwiliego. Aktualne sondaże dają jej niewielką przewagę nad jej głównym, prawicowym rywalem – Zjednoczonym Ruchem Narodowym, którego liderem jest Davit Bakaradze.Tym razem jednak scenariusz, w którym obie te formacje podzielą między sobą wszystkie 77 mandatów rozdzielanych metodą proporcjonalną (przyznawanych w skali kraju listom, które przekroczyły 5% poparcia) oraz 73 miejsca w okręgach jednomandatowych wydaje się znacznie mniej prawdopodobny.
Rosnąca konkurencja
Blokom, którym w roku 2012 zdobyły łącznie około 95% głosów zdarzały się w tym roku sondaże, w których łącznie zdobywały ich mniej niż 40%. Na politycznej scenie pojawili się nowi gracze – tacy jak śpiewak operowy Paata Burchuladze, który założył własne, chadeckie i proeuropejskie ugrupowanie Państwo dla Ludzi.
O względy elektoratu walczą również doświadczeni politycy, tacy jak Nina Burdżanadze. Dawna sojuszniczka Michaela Saakaszwilego z czasów Rewolucji Róż dziś stara się przyciągnąć do siebie rozczarowanych trzymaniem kraju na dystans przez instytucje europejskie, apelując o normalizację stosunków z Rosją oraz wpisanie neutralności do konstytucji kraju. Postulat ten skłonił zresztą niewielką Partię Republikańską do złożenia kontrpropozycji, zgodnie z którą do ustawy zasadniczej trafiłyby zapisy o euroatlantyckich ambicjach kraju.
Byle do pięciu procent
Przedwyborcze sondaże na przekroczenie progu wyborczego dają szanse m.in. wspierającym system prezydencki liberałom z partii Nasza Gruzja – Wolni Demokraci (w poprzednich wyborach startujących w ramach Gruzińskiego Snu) oraz socjaldemokratom z Gruzińskiej Partii Pracy, chcącym poszerzenia tamtejszej siatki zabezpieczeń społecznych oraz wspierania lokalnego, drobnego biznesu.
Nawet jeśli nie wszystkim z wymienionych ugrupowań uda się ta sztuka, to rezydujący w Kutaisi parlament ma sporą szanse wyglądać zupełnie inaczej niż do niedawna. Tym bardziej, że do politycznego wyścigu nadal stają kolejni gracze – tacy jak koalicja trzech partii politycznych, wśród których znajdziemy liberalnych rozłamowców ze Zjednoczonego Ruchu Narodowego, tworzących formację Nowe Centrum Politycznego. Blok ten, którego partie składowe miały problemy z przekraczaniem progu wyborczego, marzy o dołączeniu do niego Państwa dla Ludzi, które może stać się jesienią trzecią polityczną siłą i tym samym zapewnić im reprezentację parlamentarną.
Nowego Centrum Politycznego nie należy mylić z Partią Centrową, która po kontrowersyjnej politycznej reklamie telewizyjnej została wyeliminowana przez gruzińską komisję wyborczą z udziału w głosowaniu. O ile NPC mocno wspiera wejście kraju do NATO oraz Unii Europejskiej (podobnie jak większość jej konkurentów), o tyle Centryści postanowili w swoim spocie umieścić rosyjskie flagi, Władimira Putina oraz postulat baz Moskwy na terenie Gruzji.
Wojna kulturowa?
Innym ciekawym wątkiem toczącej się od początku lipca kampanii wyborczej jest obywatelska próba przeprowadzenia referendum w sprawie zapisania w prawie definicji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Jego inicjatorzy zebrali 200 tysięcy podpisów, co wydaje się nie lada wyczynem w kraju zamieszkanym przez niecałe 4 miliony ludzi. O ile jednak premier puszczał do jego inicjatorów oko, o tyle prezydent Giorgi Margwelaszwili, w rękach którego leżała decyzja o zainicjowaniu referendum, odrzucił ten pomysł.
Co ciekawe, obok argumentów, że wspomniane zapisy są już obecne w gruzińskim porządku prawnym, a ich wpisaniem do konstytucji powinien ewentualnie zająć się parlament, prezydent przypomniał, że… 20% kraju znajduje się pod rosyjską okupacją, a tego typu głosowanie powinno być możliwe wyłącznie, gdy może się odbyć w całym kraju.
Badania opinii wskazują, że niemal połowa wyborców albo nie wie, na kogo zagłosuje w październiku, albo też odmawia odpowiedzi. Oznacza to, że partie polityczne, już dziś organizujące wiece wyborcze i obklejające miasta kraju swoimi plakatami, mają o co walczyć.