Czyżby jednak klimat polityczny zaczynał się w Niemczech zmieniać i kanclerz Angela Merkel nie może być pewna, że po wyborach przyszłorocznych będzie mieć stuprocentową gwarancję, że znowu stanie na czele rządu, którym kieruje już niemal 11 lat? Najnowszy sondaż mówi, że w ciągu miesiąca straciła 12 proc. poparcia – do 47.
Jest prawdą, że prezydent Francji, Francois Hollande, który też w przyszłym roku też będzie walczyć o ponowny wybór, byłby szczęśliwy z takiego poparcia (w czerwcu miał 11 proc.), ale w przypadku Merkel znacząca jest gwałtowność spadku notowań. A jeszcze w kwietniu 2015 r. przed szczytem kryzysu migracyjnego w Europie mogła liczyć na 75 proc. poparcia. Jednocześnie jej największemu krytykowi w rządzącej koalicji, premierowi Bawarii, Horstowi Seehoferowi z siostrzanej partii CSU, poprawiło się o 11 proc. – do 44.
Jest to bezpośrednie następstwo 4 zamachów terrorystycznych – które Niemcom był oszczędzone w ostatnich latach – w tym 2 dokonanych przez powiązanych z Państwem Islamskim (PI) terrorystów, którzy weszli do Niemiec dzięki polityce otwartych drzwi, ogłoszonej przez Merkel w zeszłym roku. Od 18 lipca zginęło 15 osób, w tym 4 sprawców, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Z sondażu wynika jednak, że 34 proc. pytanych jest wciąż zadowolonych z polityki migracyjnej Merkel. I nie wiadomo, czy załamanie się jej popularności to chwilowo dołek, czy zaczęła się równie pochyła. Wiele będzie zależeć od tego, czy znów dojdzie do zamachu.