1 grudnia 2024

loader

Ilu Nahelów nie sfilmowano?

fot. Aurelien Morissard / Xinhua

Po tym jak policjant zastrzelił siedemnastoletniego Paryżanina Nahela  Merzouka, przez Francję przetoczyła się fala zamieszek i protestów, jakich kraj nie widział od 18 lat. 

Do zabójstwa doszło w Nanterre, na przedmieściach stolicy. Siedzący w czasie incydentu na fotelu pasażera kolega Nahela opowiadał, że w trakcie zatrzymania policjant celował do niego z broni, a drugi mu groził uderzając rękojeścią w głowę. Tej wersji zaprzeczyli szybko policjanci, według których strzał został oddany zgodnie z przepisami, w sytuacji zagrożenia dla funkcjonariuszy. Wkrótce jednak ujawniono amatorskie nagranie z zajścia, z którego wynika, że policjanci kłamali a strzał oddali stojąc obok pojazdu. Na nagraniu słychać jak jeden z policjantów mówi: „wsadzę ci kulę w głowę” a drugi krzyczy: „zastrzel go!”. 

Śmierć Nahela nie jest ani jedynym, ani głównym powodem zamieszek. Ale stała się iskrą, która rozpaliła nagromadzone przez lata emocje związane z dyskryminacją, bezrobociem, biedą, beznadzieją, brakiem perspektyw, stygmatyzacją, wykluczeniem, państwowym rasizmem, policyjną przemocą i poczuciem upokorzenia. 

Doświadczenia młodzieży pochodzenia imigranckiego we Francji

Rówieśnicy Nahela w całej Francji odebrali ten incydent jako atak na nich samych, na ich pokolenie, szczególnie na pokolenie młodzieży pochodzenia imigranckiego. Większość z nich zna z własnego doświadczenia arogancję i brutalność policji. Młodzi ludzie z biednych dzielnic, szczególnie gdy mają ciemny kolor skóry, spotykają się z nieprzyjemnym zachowaniem policji niemal przy każdym spotkaniu i każdej kontroli dokumentów. Mężczyźni wyglądający na Arabów lub Afrykańczyków są 20 razy bardziej narażeni na kontrolę policyjną niż biali mężczyźni. 

Choć ich rodziny żyją we Francji czasem od kilku pokoleń, to są dyskryminowane tylko dlatego, że noszą niefrancuskie imiona, mają ciemniejszy kolor skóry, albo po prostu dlatego, że mają nieszczęście mieszkać w niedofinansowanych, zaniedbanych, biednych dzielnicach. 

Działacze organizacji antyrasistowskich od lat dowodzą na podstawie swoich dochodzeń, że podczas aplikowania o pracę osoby o pochodzeniu imigranckim są dyskryminowane, nawet gdy ich kwalifikacje są identyczne z kwalifikacjami białego Francuza. Aktywiści wysyłali do pracodawców jednakowe aplikacje o pracę, w których jedyną różnicą było imię. Odpowiedź przychodziła tylko do kandydata z „francuskim” imieniem. 

Młodzież jest odrzucona przez Francję, o której w szkołach ją uczono jako o ich własnym kraju. Społeczeństwo gardzi nimi, a państwo traktuje ich jak wrogów. Nic zatem dziwnego, że chaotyczna, bo spontaniczna, brutalna i agresywna reakcja tej młodzieży kierowana jest przeciwko wszystkiemu, co kojarzy im się z tym systemem: szkoły, supermarkety, sklepy z telefonami, na które ich nie stać, ale które widzą w reklamach. I oczywiście posterunki policji, urzędy, a nawet prywatne samochody, utożsamiane być może z pewną formą ustatkowania się w systemie.  

Oni nie są imigrantami

Francuska, ale także polska, prawica wykorzystuje zamieszki jako argument przeciwko imigrantom. Ale ci, którzy walczą teraz z policją na ulicach francuskich miast i dają wyraz swojej frustracji w agresywny i prymitywny sposób, nie są imigrantami. Oni są urodzeni i wychowani we Francji. To Francuzi. Na przemoc państwa i rasizm odpowiadają językiem, jakiego nauczyła ich francuska kultura uliczna: przemoc, agresja, brutalność, niechęć do wszelkich instytucji. Patologie te są dzieckiem tego systemu. To system za nie odpowiada, a nie fakt, że do Francji przybyli kiedyś lub przybywają dzisiaj imigranci. 

Sprzyjające policji media szybko zauważyły, że zabity nastolatek miał już wcześniej kontakt z policją w związku z wykroczeniami drogowymi. To miało oczywiście zdjąć część odpowiedzialności z policjanta, który go zabił. Tego typu manipulacje są znane wszędzie, od USA, poprzez Wielką Brytanię po Polskę, gdzie do przypadków śmierci z rąk policji też dochodziło i sprawcy też próbowali albo tuszować sprawę albo manipulować informacjami na temat ofiary, jak w przypadku Igora Stachowiaka zamordowanego na komisariacie albo Dmytra z Ukrainy, który nie przeżył wizyty we wrocławskiej policyjnej izbie wytrzeźwień.

Ale nie ma też powodu, by twierdzić, że Nahel czy wielu innych młodych ludzi na zdeprawowanych osiedlach to ludzie bez zarzutu. Handel narkotykami, drobna przestępczość i popadanie w konflikt z prawem jest immanentną cechą życia na biednych osiedlach, gdzie miejsce zakładów pracy czy służb publicznych przejęły gangi i subkultura kryminalna. To one nadają rytm życia tym dzielnicom i młodzież tam wychowana jest ich ofiarą. 

To oczywiście powoduje, że oddziały policji kierowane tam od czasu do czasu zachowują się jak okupanci, bo ich celem nie jest zintegrowanie się z lokalną społecznością i zrozumienie ich problemów, lecz wykonanie rozkazu i pokazanie siły. Policja interweniująca w biednych dzielnicach nie jest sposobem na rozwiązanie lokalnych problemów, lecz jest częścią problemu. Zachowują się agresywnie, więc są znienawidzeni, nikt im nie ufa, młodzież się ich boi a problemy pozostają.

Zmiany w prawie i ich konsekwencje

W 2017 roku policja wywalczyła sobie dodatkowe uprawnienia, w tym dodatkowe przepisy ułatwiające użycie broni w sytuacji „uzasadnionej samoobrony”. Od tamtego czasu znacząco zwiększyła się liczba przypadków śmiertelnego postrzelenia przez policję, w tym podczas kontroli drogowych. W zeszłym roku policja zabiła 13 osób. Nie ma niestety żadnych nagrań wideo, więc wyjaśnienie okoliczności zajść pozostawiono samym policjantom.

Gniew młodzieży w szerszym kontekście

Gniewu młodzieży w ostatnich dniach nie można oderwać od szerszego kontekstu sytuacji społecznej i politycznej we Francji. To atmosfera rozgoryczenia i wściekłości w szeregach francuskiej klasy robotniczej. Ostatnie miesiące we Francji to walka pracowników i związków zawodowych z „reformą” emerytalną rządu Macrona. Pomimo masowego sprzeciwu, setek demonstracji, fali strajków, rząd wprowadził oburzającą ustawę. Ta złość i oburzenie są wciąż świeże i to wciąż jest gorący temat we Francji. 

Wiele osób łączy to, że policja, która zabiła Nahela, niedawno brutalnie represjonowała ruch Żółtych Kamizelek i atakowała związkowców i uczestników protestów przeciwko reformie emerytalnej, a także zwalczała działaczy ekologicznych. Oczywiście nikt, szczególnie na biednych przedmieściach, nie chce oglądać płonących samochodów i autobusów, rabowanych sklepów i dewastowanych budynków publicznych, szkół czy bibliotek. Ale panuje szerokie zrozumienie dla tych młodzieżowych protestów i brak zaufania do policji. 

Wcześniejsze protesty nie miały podłoża etnicznego czy rasowego, lecz czysto klasowy. I jako takie oczywiście dotyczyły też biednych dzielnic dużych francuskich miast. Obecne walki nie są jedynie protestem przeciwko zabiciu Nahela, ale także częścią serii wystąpień społecznych przeciwko władzy i systemowi, nawet jeśli sami uczestnicy zamieszek tego nie planują. Te akurat protesty są najbardziej chaotyczne i agresywne, bo zaangażowały najbardziej upośledzone społecznie, zapomniane i niezorganizowane warstwy społeczne. Tu nie ma związków zawodowych, nie ma lewicy, nie ma autorytetów, a więc nie ma też programu czy jakichś politycznych ram tych protestów. Jest takie zachowanie jakiego się młodzież nauczyła na ulicach „w republikańskiej Francji”. 

I to jest oczywiście potencjalne pole do działania dla lewicy i związków zawodowych, by zorganizować tę biedotę i pomóc wskazać polityczny cel i tym samym ucywilizować ich walki. Dla związków zawodowych sprawa jest trudna o tyle, że duża część zdeprawowanej młodzieży pozostaje bez stałego zatrudnienia, nie ma ich w zakładach pracy, więc związki zawodowe mają utrudniony dostęp do nich. Działalność lewicy jest mało widoczna w ostatnim czasie w dzielnicach proletariackich. Silna niegdyś i naturalnie zakorzeniona na tych osiedlach była partia komunistyczna. Prowadziła oddolną działalność edukacyjną, szkółki dla dzieci i młodzieży z robotniczych rodzin, niezależne kursy języka francuskiego, biura porad w sprawach mieszkaniowych i socjalnych, wsparcie prawne dla imigrantów, organizowała stowarzyszenia celem adresowania podstawowych problemów tych wspólnot. Dzisiaj partia tak bardzo zintegrowała się z systemem, że postrzegana jest jako część establishmentu, jako jedna z tych mainstreamowych partii daleko od przedmieść, skupiona na kwestiach obyczajowych, skupiająca lewicową inteligencję i środowiska uniwersyteckie, obca biednym dzielnicom. W ostatnich dniach lider Francuskiej Partii Komunistycznej (PCF) Fabien Roussel nie tylko nie dostrzegł faktu, że protesty młodzieży powinny znajdować zrozumienie lewicy, ale też potępił ich uczestników, a nawet wzorem innych polityków wezwał do „zaostrzenia środków”. To nie daje partii perspektyw na zaangażowanie wśród tej młodzieży. Poza małymi organizacjami radykalnej lewicy żadne partie nie chcą się angażować w pracę polityczną w takich dzielnicach, być może rozumiejąc, że korzyści wyborcze z takiego zaangażowania są niewielkie. Młodzież z tych dzielnic pozostaje więc bez politycznego kompasu. 

Tę próżnię wykorzystuje z jednej strony subkultura gangowa i zorganizowane grupy przestępcze a z drugiej strony skrajna prawica wykorzystująca częściowo zmyślone czy przesadzone, ale także faktyczne i realnie odczuwane zagrożenie przestępczością. Prawica zbija też od kilku lat kapitał na niechęci do polityki rządu, ale zamiast wskazywać faktyczne przyczyny problemu, za sytuację obwinia imigrantów. To scenariusz znany z historii i widoczny też obecnie w innych krajach Europy, w tym w Polsce.

Marine Le Pen zbija kapitał polityczny

Wzrost popularności partii Marine Le Pen wpłynął także na zaostrzenie rasistowskiej i antyimigranckiej retoryki rządu Macrona. Wygląda na to, że rząd próbuje się ścigać z Le Pen na prawicowość. To dlatego zamiast próbować łagodzić nastroje w ostatnich dniach, minister spraw wewnętrznych odgraża się uczestnikom zamieszek, stara się pokazać jako stanowczy i silny, bezkrytycznie staje w obronie policji.

W czasie gdy specjalne oddziały policji odpierały na ulicach Francji ataki młodzieży, do sieci trafiło kolejne nagranie, na którym widać policjantów tym razem wyśmiewających zapłakaną matkę Nahela na nagraniu filmowym. Problem rasizmu wśród francuskich policjantów jest faktem dobrze znanym do tego stopnia, że ONZ zwróciła się ostatnio do władz francuskich o rozwiązanie tej kwestii. Według mediów, ponad połowa francuskich policjantów deklaruje, że oddaje w wyborach głosy na kandydatów faszystowskiego, rasistowskiego Frontu Narodowego Marine Le Pen (ostatnio przemianowanego na Zgromadzenie Narodowe). Partia ta wykorzystuje obecne zamieszki do zbijania kapitału politycznego i dalszego szczucia przeciw imigrantom i lewicy. Do tego sytuację wykorzystują też grupy faszystowskich chuliganów stadionowych, częściowo powiązanych z partią Le Pen. Kilka dni temu w Lyonie banda kiboli maszerowała skandując „Francja dla Francuzów”. Zaczepiali każdego kolorowego na swojej drodze. Ale policja ich nie powstrzymywała.

Polski punkt widzenia

Cała sytuacja wokół śmierci Nahela i zamieszek we Francji uwidacznia kilka spraw, ważnych także z polskiego punktu widzenia. Po pierwsze widzimy jak ważne jest niezależne uliczne dziennikarstwo obywatelskie, nawet takie ograniczone do nagrywania smartfonem. Gdyby nie wypłynęło nagranie z zatrzymania Nahela, zabójca mógłby uniknąć odpowiedzialności, forsując swoją wersję wydarzeń. 

Po drugie, lekceważone przez partie lewicy środowiska, stają się w końcu albo bazą populistów z prawicy, jak w Polsce od kilkunastu lat, albo są wykorzystywane przez prawicę jako straszaki dla budowania nastrojów zagrożenia. 

W Polsce lewica nosi na sobie współodpowiedzialność za to, że mniej zamożni obywatele bardziej ufają dziś populistom z PiS niż lewicy. SLD przez lata porzucił zainteresowanie mieszkańcami małych, po-pegeerowskich miasteczek i wsi i skupił się na kokietowaniu liberałów i wielkiego biznesu. Skutkiem tego, biedne części kraju głosują na PiS i uważają ich za „swoich” a lewica kojarzy im się z małą kopią PO. Dopóki lewica nie powróci do swojego tradycyjnego, naturalnego elektoratu socjalnego z atrakcyjnym programem lewicowym, dopóty jest skazana na marginalizację. 

I po trzecie, lewica musi stać w obronie imigrantów i bronić ich przed atakami prawicy. W Polsce mamy teraz dużą grupę imigrantów, między innymi ze wschodu i warto myśleć o tym jak im pomagać i jak zaprosić ich do współpracy.

Bartłomiej Zindulski

Poprzedni

Iga Świątek już w trzeciej rundzie

Następny

Inwazja na Dżenin