Czegoś takiego nie było od lat: tzw. Zielona Strefa w Bagdadzie, została ostrzelana pociskami rakietowymi. Co prawda brak doniesień o ofiarach, ale po pierwsze, pociski poleciały z obszaru pod panowaniem bojówek szyickiego radykała Muktady as-Sadra, a po drugie, nastąpiło to parę godzin po starciach tysięcy jego zwolenników z siłami porządkowymi, w których zginęło kilka osób, a ponad 300 zostało rannych.
Zielona Strefa to miasto w mieście, otoczone żelbetowymi płytami, by chronić urzędy centralne i ambasady, w tym ambasadę USA z własnymi zasiekami. Dlatego Strefę omijają zamachy terrorystyczne Państwa Islamskiego, którego samobójcy regularnie wysadzają ciężarówki z prochem w dzielnicach szyickich, zabijając dziesiątki osób.
Ludzie as-Sadra usiłowali wedrzeć się do Strefy, żądając reformy ordynacji wyborczej przed wrześniowymi wyborami do władz prowincji.
Rządzą tam kliki dbające wyłącznie o swój interes, a w kraju nędza, nic nie działa, mimo, iż Irak ma wciąż spore wpływy z eksportu ropy naftowej. Sadrowcy nie chcą, by wybory były znów pozoracją.
A dodajmy, że sadrowcy to tacy sami szyici, jak ci, którzy królują w rządzie, w parlamencie i prowincjach szyickich stanowiących dwie trzecie obszaru kraju.
Tym razem siły porządkowe były przygotowane.
W kwietniu zeszłego roku tysiące zwolenników as-Sadra zrobiło wyłom w murze betonowym i wdarło się czasowo do Strefy, a nawet opanowało parlament, gdzie tłum rozsiadł się w ławach poselskich.