9 listopada 2024

loader

Jak Beata Szydło reformuje UE

W Bratysławie odbyło się pierwsze spotkanie Rady Europejskiej bez udziału premiera W. Brytanii, który szykuje papiery rozwodowe po referendum z 23 czerwca, kiedy Brytyjczycy wybrali wolność od Unii Europejskiej. Spotkanie było nieformalne, a szefowie państw i rządów 27 państw mieli przygotować strategię rozmów z Londynem o jego wyjściu z UE.

Ale najwyraźniej niewiele przygotowali. Ograniczyli się do podtrzymania stanowiska, że nie będzie rokowań bez notyfikacji przez Londyn chęci wystąpienia z UE, czyli uruchomienia art. 50 traktatu o UE.
Niemniej, zebrani podobno nakreślili „mapę drogową” – celów i działań przed szczytem w Rzymie w marcu 2017 r. w 60-tą rocznicę powstania UE. Ale powstają niejakie wątpliwości, co do wartości uzgodnień. Najpierw „prezydent” Europy, Donald Tusk powiedział, że „z oczywistych względów” był to najtrudniejszy szczyt, jaki prowadził. Bowiem „pierwszy raz było 27 państw i ciągle bardzo wyraźna różnica w niektórych sprawach, szczególnie dotyczących migracji, a na tym skupiłem się”, wyjaśnił.
Jakby na potwierdzenie tych słów premier Włoch, Matteo Renzi nie zjawił się na wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Francji i kanclerz Niemiec. A to właśnie Francois Hollande i Angela Merkel dobrali go sobie do trójkąta wiodącego Unii po odejściu W. Brytanii. „Nie muszę deklamować, że jesteśmy wszyscy zjednoczeni”, oznajmił Renzi. Dodał, że nie podziela konkluzji szczytu. Najbardziej niezadowolony jest ze stanowiska UE w sprawie wzrostu gospodarczego („o którym niektórzy zapominają”) i polityki migracyjnej.
Rząd Włoch oczekuje przejmowania przez Europę imigrantów afrykańskich i azjatyckich, których wpuszcza do siebie, a tymczasem zeszłoroczna gościnność Austrii, państw skandynawskich, a nawet samych Niemiec wyraźnie osłabła. A do Włoch przybyło już 130 tys. migrantów – tyle samo co w tym samym czasie 2015 r. Renzi bolał, że postanowienia szczytu zeszłorocznego na Malcie pozostały w sprawie migrantów „martwą literą”. Zauważył, że aby określić tegoroczny dokument w sprawie migracji jako krok naprzód, potrzeba fantazji; przyjęty tekst nazwał „akrobacjami słownikowymi”.
Musimy znaleźć konsens i znajdujemy powoli wspólne stanowisko, jeśli chodzi o migrację, zapewniał jednak Tusk. To na czym mi zależało, to aby przekonać wszystkich partnerów, że skuteczna ochrona granicy zewnętrznej musi być naszym wspólnym priorytetem, przypominał. I dalej przekonywał: dzisiaj mogę powiedzieć, że po bardzo mocnej, rzetelnej dyskusji na pewno to osiągnęliśmy; dzisiaj każde państwo członkowskie zdaje sobie sprawę, że bez efektywnej kontroli granicy zewnętrznej nie będziemy w stanie prowadzić realistycznej polityki migracyjnej
Pewien sukces odniosła w Bratysławie Grupa Wyszehradzka (V4; Czechy, Polska, Słowacja, Węgry), która wyszła z wnioskiem udzielenia pomocy Bułgarii w ochronie jej granic. Gospodarz szczytu, premier Słowacji, Robert Fico – jawny wróg przyjmowania migrantów – mówił: „naszym celem jest radykalne obniżenie nielegalnej migracji”. Postanowiono dostarczyć Bułgarii sprzęt i dodatkowych strażników granicznych, a Komisja Europejska przekaże 108 mln euro wsparcia (docelowo ma być 160 mln euro). Bułgaria ma 494 km granicy z Grecją, 318 km z Serbią. I tylko 148 km z Turcją, ale właśnie stamtąd może nadejść największe zagrożenie, jeśli zechcą tego władze tureckie
V4 wyszła też z niejasnym pomysłem „elastycznej solidarności” – wspomagania państw najbardziej narażonych na napływ migrantów. Pomysł zakłada, że zdolność do przyjmowania uchodźców i imigrantów powinna być dopasowana do rozwoju gospodarczego kraju i m.in. możliwości jego rynku pracy. Ale Angela Merkel uznała go za „propozycję pozytywną”. Czyżby pogodziła się, że państwa V4 nie będą migrantów przyjmować? Premier
Beata Szydło mówiła, że jest zadowolona z wyników spotkania, ponieważ uzgodniono to, na czym Polsce zależało – czyli na zainicjowaniu procesu reform unijnych. „Dzięki Polsce i państwom V4 udało się doprowadzić do tego, że agenda polityczna została zmieniona” – twierdziła. Tymczasem w „mapie drogowej” nie ma mowy o reformach instytucjonalnych. I zarówno przewodniczący KE, Jean-Claude Juncker, Merkel, jak i Hollande podkreślali, że nie ma potrzeby zmiany traktatów unijnych.

trybuna.info

Poprzedni

Nie zwalnia tempa

Następny

Jose Mourinho w tarapatach