30 listopada 2024

loader

Jak będzie wyglądała wojna nuklearna i jak ją powstrzymać?

Public Domain

Do bycia straszonym bronią nuklearną już chyba się przyzwyczailiśmy. Ot takie uroki mieszkania na wschodnich rubieżach kontynentu — tu się po prostu dzieje. Tymczasem nasi zachodni sąsiedzi przeżywają dysonans poznawczy, bo oto ich (do niedawna) ulubiony partner handlowy, straszy ich nagle atomową anihilacją. Fiu, fiu! Chce się krzyknąć „a nie mówiliśmy!”. Ale to nie czas na gorzką satysfakcję, ani na gorzkie tabletki z jodkiem. Przyszłość leży zakopana pod żyzną glebą medialnego szumu i nawozem propagandy. Zatem — czym jest taktyczna broń nuklearna, gdzie Putin może uderzyć, czy mu się opłaca i jak go powstrzymać?

Czym jest taktyczna broń nuklearna?

Rosja grozi użyciem taktycznej broni nuklearnej. Ale podział na taktyczną i strategiczną broń jest sprawą umowną. Taktyczna broń jądrowa to małe głowice nuklearne i systemy przenoszenia przeznaczone do użycia na polu bitwy lub do ograniczonego uderzenia w konkretny cel. Przeznaczone są do niszczenia wrogich celów na określonym obszarze, bez powodowania rozległego opadu radioaktywnego. Najmniejsza taktyczna broń nuklearna może mieć kilotonę lub mniej (produkując ekwiwalent tysiąca ton wybuchowego trotylu). Największe mogą mieć nawet 100 kiloton. Dla porównania bomba atomowa zrzucona przez USA na Hiroszimę w 1945 roku wynosiła 15 kiloton. Natomiast strategiczna broń nuklearna jest większa (do 1000 kiloton) i jest wystrzeliwana z większej odległości.

Gdzie Putin może uderzyć?

Celem pojedynczego taktycznego ataku nuklearnego byłoby zawieszenie działań zbrojnych i zmuszenie Kijowa do rozpoczęcia negocjacji pokojowych na warunkach Kremla. Putin miałby do wyboru parę celów.

1. W morze — żeby zasygnalizować, że jest gotowy do dalszej eskalacji.

2. W ukraińskie oddziały znajdujące się na froncie. Jak podają eksperci z Instytutu Studiów nad Wojną, należy wziąć pod uwagę fakt, że te działają w rozproszeniu. Czyli przy sporym szczęściu i odpowiednio dużym ładunku, udałoby się zgładzić pół ukraińskiego batalionu, czyli około 500 żołnierzy. I tutaj mamy problem. Jeżeli zakładamy, że ukraińska armia to już niedługo będzie około miliona żołnierzy, to taka strata nic praktycznie nie zmienia. No ale w ataku tego rodzaju nie chodzi tylko o liczbę ofiar, lecz o przełamanie obrony i włamanie się wojskami na tyły przeciwnika. I tu kolejny problem. Żeby skutecznie operować w terenie skażonym śmiercionośnym promieniowaniem trzeba mieć jednostki, które są doskonale wyszkolone i wyposażone do tego rodzaju operacji. Biorąc pod uwagę, że rosyjskie magazyny są wybrakowane nawet ze skarpet, a żołnierze są rzucani na front po 3-dniowym treningu, pojawia się tutaj sporo znaków zapytania

3. W ukraińskie miasto średniej wielkości. Byłby to ruch, który w założeniach miałby być podobny do tego przeprowadzonego przez Amerykanów w Hiroszimie i Nagasaki.

Czy którykolwiek scenariusz się Putinowi opłaca?

Najgorętsze pytanie, które od paru tygodni dziennikarze od Warszawy, po Waszyngton zadają generałom byłym i obecnym, brzmi: “czy czeka nas wojna nuklearna?”. Ci prężą muskuły wyobraźni i przedstawiają teorie. Mamy zatem wszystko od “prawie na pewno nie”, po “nie można przewidzieć”, “wszystko wskazuje, że jest taka możliwość”, no i w końcu ulubione “czas pokaże”. Bogu dziękować za generałów.

Otóż to, czy Putin sięgnie po arsenał, zależy od odpowiedzi Zachodu. Emerytowany generał amerykańskiego wywiadu, James A. Marks tak opisał najprawdopodobniejszą reakcję USA. „Nieważne, jaki rodzaj broni nuklearnej użyje Rosja przeciw Ukrainie. Jeżeli Rosja zdecyduje się na atak nuklearny na Ukrainę to gwarantuję, że powstanie koalicja państw, z USA na czele, która wyśle wojska na Ukrainę. To będzie potężna siła ekspedycyjna państw NATO, która nie wejdzie na teren Rosji, ale wyprze Rosjan z terenów Ukrainy przy pomocy broni konwencjonalnej. Cała akcja potrwa bardzo krótko, po maksymalnie 96 godzinach Ukraina będzie wyzwolona” – powiedział generał. Jeżeli brzmi to jak początek III wojny światowej to nie jesteście w błędzie. Doszłoby do konfrontacji NATO – Rosja. Jak sprawa by się dalej potoczyła – tego nie wiedzą nawet najtęższe generalskie umysły.

Natomiast jeżeli prognozy generała Marksa, by się nie sprawdziły i NATO nie zareagowałoby militarnie, to doszłoby do największej proliferacji broni nuklearnej w historii świata. Tłumaczę, o co chodzi. Byłby to sygnał do bacznych obserwatorów tej wojny, że państwo najeźdźcze może bezkarnie użyć broni atomowej w momencie, gdy przegrywa konflikt konwencjonalny z broniącym się krajem. Dziesiątki państw sięgnęłyby po atom, w obawie, że spotka ich podobny los do Ukrainy. Pierwsza byłaby Korea Południowa, potem sama Ukraina, a następnie kolejne państwa Azji i Europy. Dążenia ludzkości do ograniczenia proliferacji zostałyby tylko wspomnieniem, a świat wykonałby odważny krok w stronę samounicestwienia. To także bardzo niekorzystny scenariusz nie tylko dla USA, które straciłyby status gwaranta światowego bezpieczeństwa, ale także dla Chin i innych atomowych graczy.

Jak możemy powstrzymać Putina?

Po pierwsze, należy stwierdzić, że każde użycie broni jądrowej powinno natychmiast uczynić zmianę reżimu w Rosji wyraźnym celem polityki Zachodu. Warto przy okazji dać jasno do zrozumienia, że celem stałby się sam prezydent Rosji. Władca Kremla, ma obsesję na punkcie swojego bezpieczeństwa i panicznie boi się o swoje życie.

Po drugie, Zachód powinien starać się prewencyjnie zmobilizować jak najszersze międzynarodowe poparcie dla swojej polityki.

Po trzecie, należy bardzo wyraźnie stwierdzić, że jakikolwiek rosyjski atak nuklearny – nawet gdyby Putin miał zniszczyć kilka miast z dziesiątkami tysięcy zabitych – w żaden sposób nie zmieni fundamentalnej polityki Zachodu.

Po czwarte, należy podjąć szczególny wysiłek, aby zaangażować niezdecydowane narody Chin i Indii. Jest wysoce prawdopodobne, że miałyby silny sprzeciw wobec użycia broni jądrowej przez Putina, ale należy ich zachęcać do wcześniejszego zakomunikowania tego Kremlowi, najlepiej również publicznie. Powinniśmy jasno powiedzieć, że kontynuowanie ich polityki tolerowania rosyjskiego zachowania nie byłoby już opcją, jeśli chcą zachować więzi z Zachodem.

Po piąte, należy prowadzić aktywne i widoczne przygotowania do wiarygodnych ataków konwencjonalnych na ważne rosyjskie obiekty. Kraj ma wiele krytycznych luk – w tym obszary bazowe dla flot czarnomorskich i bałtyckich lub instalacje arktycznego skroplonego gazu ziemnego. Umieszczenie takich obiektów w strefie ryzyka może być częścią wzmocnionej polityki odstraszania.

Na koniec trzeba wziąć pod uwagę, że Zachód ma to do siebie, że napina muskuły, a jak przychodzi co do czego, to potrafi stchórzyć. Pamiętamy słynne czerwone linie, które kreślił Obama wobec reżimu Asada, które potem okazały się być liniami kreślonymi na piasku. Podobnie było z obietnicami, które Waszyngton składał Afgańczykom. Putin o tym pamięta i może liczyć na powtórkę. Aczkolwiek czas na testowanie wuja Sama może nie być sprzyjający. Stany Zjednoczone po seriach kompromitacji w Syrii i Afganistanie muszą się w końcu gdzieś uwiarygodnić.

Michał Piękoś

Redaktor naczelny. Ukończył licencjat z filozofii na Uniwersytecie w St Andrews oraz magistrat z ekonomii na Regent’s University London. Po ukończeniu studiów pracował jako bankier korporacyjny i analityk ryzyka w City of London. Był zatrudniony w brytyjskiej firmie finansowej Xchanging oraz w japońskim banku Mizuho. Pracował między innymi jako redaktor MSN News w Berlinie oraz redaktor naczelny serwisu informacyjnego wPunkt. Współtworzył pierwszy w Polsce lewicowy podcast polityczny "Trójdzielnia". Interesuje się polityką USA i Ameryką Południową. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy RP.

Poprzedni

Kryzys paliwowy we Francji

Następny

Niefajne elektrośmieci?