Jack Metzger – Wikimedia
Zdarza się, że śmierć jakiejś wielkiej legendy ożywia mi w pamięci tytuł powieści Kazimierza Brandysa „Człowiek nie umiera”.
Towarzyszy mi wtedy uczucie zdziwienia, że ten ktoś umarł, uczucie kompletnie irracjonalne. Uczucie to pojawiło się także na wieść o śmierci (6 września w Paryżu) Jean-Paula Belmondo, choć był już bardzo sędziwym, schorowanym człowiekiem. Przecież jednak towarzyszył mi od wczesnego dzieciństwa, przez dziesięciolecia, oglądany w filmach, w kinie, w telewizji, na plakatach i na fotosach. Mam wrażenie, jakbym znał go od zawsze. Jeszcze nie rozumiałem, kim jest ta aktorska postać, a już miałem często przed oczyma jego łobuzerskie spojrzenie, kpiarski uśmiech i złamany bokserski nos. Nie ja jeden zresztą bo, Belmondo był aktorem-idolem kilku pokoleń widzów kina. Jeszcze zanim zyskałem świadomość jego roli na firmamencie filmu francuskiego, a już imponował mi, w rolach które grał, swoją wesołą bezczelnością, nonszalancją, luzem, odwagą i radzeniem sobie w każdej sytuacji. Na ekranie kinowym zobaczyłem go po raz pierwszy w 1964 roku w tytułowej roli w filmie „Cartouche-zbójca” (1962) Philippe’a de Broca. Nigdy nie zapomnę końcowej sceny, gdy spycha do rzeki karocę z obsypanym klejnotami ciałem swojej ukochanej (w tej roli Claudia Cardinale), która zginęła od kuli policyjnej zasłaniając go własnym ciałem. Pozostało mi to w pamięci jako archetypiczny, wzruszający obraz miłości i bezinteresowności.
Urodzony 9 kwietnia 1933 roku w Neuilly-sur-Seine pod Paryżem, w artystycznej rodzinie, zaczynał Belmondo, jako młodzieniec, od teatru, bo dziecięca chęć zostania clownem była silniejsza niż marzenia sportowe, choć przez pewien czas, nawet nie bez pewnego powodzenia, uprawiał boks. W filmie zaczął, jak to zwykle bywa, od małych epizodów, a pierwszym był epizod w filmie „Molier” W 1958 roku, na planie komedii „Bądź piękna i milcz” poznał Alaina Delon, z którym na całe życie połączyła go przyjaźń i z którym zagrał w w czterech filmach, w tym w rozgrywającym się w Marsylii głośnym gangsterskim filmie „Borsalino” (1970).
Światową sławę przyniosła mu rola gangstera Michela w filmie „papieża Nowej Fali” Jean-Luc Godarda, „Do utraty tchu” (1960). Film okazał się wielkim sukcesem i zmienił życie 27-letniego wtedy Belmonda. „Po tym filmie aktor urósł do rangi symbolu ówczesnej, kontestującej młodzieży, nie tylko zresztą francuskiej: jej niezgody na uładzone życie , jej „odmienności” buntu przeciwko zastanemu porządkowi (…) – pisał Aleksander Jackiewicz w swoim „Gwiazdozbiorze” – Dla kina francuskiego zaś stał się typowym bohaterem „nowej fali”, filmu młodych, którzy wystąpili przeciwko tradycjonalizmowi i akademizmowi „starych”; filmu świeżych idei i nonkonformistycznych form”. Sześć lat później powtórzył ten sam typ postaci, nawet jeszcze bardziej anarchiczny, w „Szalonym Piotrusiu” (1965) tego samego Jean-Luc Godarda. „To niby komiks, powieść odcinkowa (…) improwizowany poemat kultury masowej o niezgodzie bohatera (…) na konsumpcyjne społeczeństwo, wreszcie na wszelki porządek” (A. Jackiewicz). Stworzył typ postaci łączącej w sobie cechy „silnego mężczyzny” i „kochanego łobuza”. Bywał też „romantycznym włóczęgą” („Moderato cantabile” (1964) Petera Brooka), żołnierzem w „Weekendzie w Zuydcoote” (1964) Henri Verneuila), aferzystą w tonie serio w „Stavisky’m” (1974) Alaina Resnais. Z czasem zaczął zmieniać emploi i stawać się gwiazdą kina awanturniczego („Człowiek z Rio”, gdzie objawił brawurowo umiejętności kaskaderskie, „Człowiek z Hongkongu”, oba w reżyserii Philippe de Broca czy „Glinie czy łajdaku” Georgesa Lautnera). Wtedy definitywnie zrezygnował z aktorstwa psychologicznego, koncentrując się na fizycznej, dynamicznej behawioralnej prostocie ekspresji z silnymi rysami komediowo-farsowymi. Takie role zagrał m.in w „Kochanym łobuzie” (1966) Jeana Beckera, „Mózgu” (1969) Gerarda Oury), „Małżonkach roku II” (1971) Jean Paula Rappaneau, „Doktorze Popaul” (1972) Claude Chabrola, dodając do roli supercwaniaka rysy molierowskie, w „Strachu nad miastem” (1975) Henri Verneuila, w „Dublerze” (1977) Claude Zidi, „Zawodowcu” (1981) Georgesa Lautner, „Asie nad asy” (1982) Gerarda Oury. W latach osiemdziesiątych powrócił do gry na scenie, a w filmach grał coraz rzadziej, a przez kilka lat pauzował. Osiem lat po udarze mózgu w 2001 roku, zagrał w filmie François Hustera „Człowiek i jego pies” (2008). Po latach Quentin Tarantino wspominając dzieciństwo powiedział, że „kiedy tylko jakiś dzieciak wieszał na ścianie plakat filmowy, był na nim Jean Paul Belmondo. To imię oznacza witalność, charyzmę, siłę woli”. Zagościł Belmondo jako supergwiazda na okładkach najsławniejszych magazynów świata (n.p. „Life”). Nagrodzony m.in. Cezarem w roku 1989, honorową Złotą Palmą w Cannes 2012, Złotym Lwem w Wenecji 2016. Prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział o nim, że „Francja straciła skarb narodowy, wspaniałego bohatera, znajomą postać i magika słów”. W 2019 r. odznaczył aktora orderem Legii Honorowej.
KLUB