16 września 2024

loader

Kociokwiku ciąg dalszy

Cały ten Brexit może zakończyć się kupą śmiechu. Choć nie musi. Do śmiechu nie będzie tylko tym, co ciężko zapłacili po głębokim znurkowaniu kursu funta i indeksów giełdowych.

Politycy unijni już tyle numerów wywinęli w przeszłości, że kolejny nie powinien zadziwić. Na przykład, pierwsza minister Szkocji, Nicola Sturgeon powiada, że nie dopuści do Brexitu i sugeruje, że parlament Szkocji po prostu odrzuci wynik referendum nakazujący wyjście W. Brytanii z Unii. Prawnicy konstytucjonaliści powiadają, że żaden przepis nie uprawnia jej do tego. Spokojnie. Inni prawnicy konstytucjonaliści powiedzą, że żaden przepis nie zabrania. I londyńska Izba Gmin może też tak powiedzieć, skoro 70 proc. zasiadających w niej posłów to przeciwnicy porzucenia Unii.

Hunt, Crabb i Johnson

Premier David Cameron sprawia jednak wrażenie, że chciałby szybko zniknąć w tle. Tuż po ogłoszeniu wyników mówił, że będzie trzymał się adresu 10, Downing Street do października, tymczasem jego Partia Konserwatywna ogłosiła, że powołano komitet ds. wyboru nowego premiera i obejmie on urząd najpóźniej 2 września. Najpóźniej.
Już są pierwsi chętni, jak ministrowie zdrowia, Jeremy Hunt i zabezpieczenia socjalnego, Stephen Crabb. Hunt chce nowego referendum i uważa, że w żadnym wypadku nie można dopuścić do uruchomienia art. 50-go traktatu unijnego o trybie opuszczenia UE. Nie zgłasza się Boris Johnson, ten, który najbardziej przyczynił do sukcesu Brexitu. Sprawia wrażenie, jakby w obliczu tego, co narozrabiał, chciał się schować w mysiej norze.

Ratingi w dół

Mimo zapewnień brytyjskiego ministra finansów, George’a Osborna, że gospodarka ma się świetnie, a rząd ma plan awaryjny, agencja S&P obniżyła ocenę W. Brytanii z najwyższej AAA do AA, z widokiem na dalsze obniżki, a Standard & Poor’s i Fitch obniżyły poziom wiarygodności kredytowej kraju.

Konkretne kroki

Ale Cameronowi – który nie ogłosił uruchomienia art. 50-go – nie będzie łatwo wymigać kraju z następstw referendum. Pierwsze reakcje płynące z Brukseli i stolic zachodnioeuropejskich wskazywały, że politycy wiodących państw unijnych chcą pozbyć się W. Brytanii jak najszybciej. Tylko Angela Merkel hamletyzowała.
Jednak po pilnym spotkaniu w Berlinie z prezydentem Francji, Francois Hollandem i premierem Włoch, Matteo Renzim sprawiła wrażenie, że przesuwa się ku skrzydłu chcącym pożegnać Londyn. Zgodziła się ogłosić, że nie będzie żadnych formalnych ani nieformalnych rozmów z W. Brytanią, zanim Londyn nie uruchomi art. 50-ego. Merkel nie bardzo ma wyjście, bowiem jej kolega partyjny i najpotężniejszy po niej człowiek w rządzie niemieckim, minister finansów Wolfgang Schaeuble stwierdził, że wynik referendum jest nieodwracalny i „byłoby przyzwoicie”, gdyby Londyn złożył wniosek o wystąpienie.
Z drugiej strony i ona i Schaeuble nacisnęli hamulec dla pomysłów kolegi z rządu, socjaldemokraty, Franka-Waltera Steinmeiera, który dzień wcześniej zwołał w Berlinie spotkanie szefów dyplomacji pozostałych 5 państw założycielskich Unii z myślą o wykuciu twardego rdzenia Unii pierwszej prędkości. Zdaniem Schaeublego stratą czasu byłoby debatowanie nad zmianą traktatu. A Merkel uznała, że nie jest to odpowiedni czas na forsowanie szybkiego pogłębienia współpracy państw strefy euro.
Merkel odcięła się od prasowych określeń, że z Hollandem i Renzim powołała „dyrektoriat” UE. Ale zarówno ona, jak i Hollande mówili, że na spotkanie Rady Europejskiej w Brukseli jadą „z nowym impulsem”. I „trójka” chce, aby we wrześniu omówić „konkretne kroki”, a proces przygotowywania zmian miałby się zakończyć w 60. rocznicę podpisania traktatów rzymskich – w marcu 2017 r.

Pozbyć się Tuska

Kluczowe dla wychodzenia z kryzysu poreferendalnego może być dzisiejsze spotkanie szefów państw i rządów 27krajów Unii, w którym – w przeciwieństwie do spotkania wczorajszego – udziału nie weźmie Cameron. Przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk po prostu go nie zaprosił.
Tymczasem prezes PiS, Jarosław Kaczyński i minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski sprawiają wrażenie jakby ich priorytetem było obalenie Tuska. Kaczyński oskarżył go o wywołanie Brexitu. Chce nie tylko upadku Tuska, ale i rozpędzenia Komisji Europejskiej (KE). O potrzebie rozprawienia się z KE mówił też Waszczykowski. Chce „głównej, wiodącej” roli Rady Europejskiej.
Strona polska chce też pilnie skorzystać z okazji, aby zreformować Unię po swej myśli. Odpowiednie pomysły miała wczoraj w Brukseli przedstawić premier Beata Szydło. Zaproponujemy działania przejściowe, które można będzie podjąć, zanim dojdzie do „wydyskutowania nowego traktatu”, zapowiedziała.

Spotkanie odnowicieli

Waszczykowski zwołał w Warszawie spotkania ministrów spraw zagranicznych konkurencyjne dla spotkania szefów dyplomacji „szóstki” założycielskiej w Berlinie. Zjawili się ministrowie lub wysocy urzędnicy ministerialni z Austrii, Bułgarii, Grecji, Hiszpanii, Rumunii, Słowacji, Słowenii, Węgier i W. Brytanii. Nie było Czecha.
Po spotkaniu Waszczykowski oświadczył, że „część władz Unii Europejskiej powinna podać się do dymisji”. Apelował o „danie pola do negocjacji i rozmów już nowym politykom, nowym ekspertom, którzy są nieobciążeni tymi błędami i brzemieniem klęski jakim był Brexit” – pił do Donalda Tuska. Ci nowi mieliby wypracować nową pozycję zarówno dla W. Brytanii, jak i Europy.
Waszczykowski stwierdził, że format rozmów warszawskich można – w kontrze do spotkania założycieli UE – nazwać spotkaniem „odnowicieli” UE. Przyznał, że nie zapadły „żadne ostateczne decyzje”.
Według koncepcji Warszawy, „instytucje europejskie powinny zacząć bić się w piersi” i „zacząć myśleć o nowych traktatach europejskich”. Traktaty te miałyby „na nowo zdefiniować koncepcję suwerenności i mechanizmy decyzyjne w UE”. Odrzucił też możliwość przystąpienia Polski do strefy euro, bowiem „doprowadziłoby to do katastrofy gospodarczej w Polsce”.

trybuna.info

Poprzedni

Do przodu, ale nie bez obaw

Następny

Powtórka z rozrywki