Parlament w Atenach głosami rządzącej większości przyjął pakiet oszczędnościowy, zawierający m.in. obniżki emerytur i redukcje praw pracowniczych. Na ulicach stolicy znów zapłonęły samochody. Obywatele mają dosyć bezradnego rządu, który obiecał bunt przeciwko cięciom, a realizuje jeszcze bardziej antyspołeczną politykę od poprzedniego.
Przegłosowana ustawa była warunkiem przekazania Atenom kolejnej transzy „pomocy” finansowej. Tym razem stawką było 5 miliardów euro, które grecki rząd może dopisać do wynoszącego prawie 90 mld euro długu. W zamian za lichwiarską pożyczkę, do zaciągnięcia której premier Aleksis Tsipras został zmuszony przez Brukselę, Grecja musi obniżyć świadczenia emerytalne, które od początku kryzysu były już pomniejszane siedem razy, a także podwyższyć kwotę wolną od podatku (od 2019 r.), zlikwidować kolejne dodatki i świadczenia socjalne, a także przyspieszyć wyprzedaż i tak już przetrzebionego majątku publicznego. Tym razem za pośrednictwem komorniczego funduszu zarejestrowanego w Luksemburgu pod młotek pójdzie sektor energetyczny. Prywatyzacja łączy się również z uwolnieniem cen prądu, co niechybnie przełoży się na drożyznę.
Dlaczego lewicowa wcześniej SYRIZA godzi się na skrajnie neoliberalne reformy? Dwa lata temu, kiedy partia po raz pierwszy wygrała wybory, jej przywódca i obecny premier Alexis Tsipras został poddany szantażowi ze strony europejskiej elity politycznej, reprezentującej interesy kapitału bankowego. Bruksela nie zgodziła się na redukcję długu, grożąc konsekwencjami, które doszczętnie powaliłyby grecką gospodarkę. Od tego czasu SYRIZA posłusznie wykonuje wszystkie zalecenie, godząc się na realne pozbawienie suwerenności w stanowieniu polityki gospodarczej. Obywatele Grecji w 2015 roku w drodze referendum powiedzieli OXI (nie) programom cięć i oszczędności budżetowych. Unia Europejska głos ten zignorowała. Obecnie premier Tsipras ma nadzieję, że przyjęcie kolejnego pakietu umożliwi częściową redukcje zadłużenia.
Socjaldemokratyczny rząd toczy obecnie kolejną batalię z wierzycielami i realizatorami ich interesów – Berlinem i Brukselą. Niemiecki minister finansów, znienawidzony w Grecji Wolfgang Schaeuble nie chce słyszeć o umorzeniu choćby części greckiego długu. Uważa, że Ateny powinny spłacać należności z nadwyżki budżetowej, choćby miało to trwać do 2050 roku. Nieco łagodniejszą postawę prezentuje przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, który w ostatnim razie kilka razy zadeklarował, że opcja redukcji zadłużenia jest brana pod uwagę. W wywiadzie dla stacji radiowej Deutschlandfunk mówił również ciepło o staraniach greckich władz w ostatnich latach. – Żaden kraj nie zrobił większego postępu w zwiększaniu konkurencyjności od Grecji – zaznaczył Juncker. Sprzeciw Berlina blokuje jednak możliwość zmniejszenia długu duszącego grecką gospodarkę. A ta ciągle znajduje się w stanie opłakanym. PKB w tym kwartale wzrośnie co prawda o 1,8 proc., jednak w skali dekady zmalało o 10 proc. Od dwóch lat Ateny deklarują nadwyżkę budżetową, jednak wierzyciele wciąż naciskają na przeprowadzenie kolejnych cięć. Warto pamiętać, że płace pracowników budżetówki od 2010 roku zmniejszane były jedenaście razy. Bezrobocie utrzymuje się na poziomie ponad 20 proc. – to najwyższy wskaźnik w Europie. Wśród młodych obywateli współczynnik pozostających bez zatrudnienia przekracza 50 proc. Z kraju wyjechało już ponad pół miliona osób. Drastycznie wzrosła liczba samobójstw, zarażeń wirusem HIV, bezdomnych oraz osób żyjących poniżej progu ubóstwa. Cięcia szczególnie uderzyły w osoby o najniższym statusie materialnym. Ich dochody skurczyły się o 42 proc. w stosunku do roku 2009. Dług publiczny wzrósł do 320 mld euro, co stanowi 180 proc. PKB kraj
Grecy nie wierzą już SYRIZie. W sondażach na prowadzeniu jest prawicowa, reakcyjna Nowa Demokracja, a na ulicach w ostatnich dniach miały miejsce potężne zamieszki. Anarchiści podpalali samochody i obrzucili policjantów koktajlami Mołotowa. Wielotysięczny tłum przemaszerował ulicami greckiej stolicy, domagając się zakończenia polityki austerity.