Ukraina zaangażowała na razie tylko część z sił przygotowanych do kontrofensywy, jednak można powiedzieć, że ona już trwa – ocenił analityk ds. wojskowości Mariusz Cielma.
Mariusz Cielma stwierdził – „Od wielu miesięcy oczekiwano na kontrofensywę Ukrainy, ale biorąc pod uwagę sytuację na froncie, to uważam, że powinno się mówić o ofensywie. To nie jest bezpośrednio odpowiedź na konkretne działania wojskowe Rosjan, ale przygotowana przez Ukraińców nowa operacja, której celem jest odzyskanie zajętych terytoriów”,
Zintensyfikowane działania ukraińskie
„Widzimy, mniej więcej od 4 czerwca, zintensyfikowane działania ukraińskie na kilku kierunkach, w tym na dwóch kluczowych odcinkach w obwodzie zaporoskim i południu donieckiego, ale jako elementy ukraińskiej ofensywy należy traktować wszystkie działania podejmowane na froncie. Mają one bowiem – niezależnie od lokalizacji – za zadanie związanie sił rosyjskich i utrudnienie ich przerzutu w nowe miejsca” – ocenia analityk.
Jak twierdzi Cielma, obecnie toczą się m.in. działania ukraińskich wojsk w rejonie Orichowa w obwodzie zaporoskim oraz pod Wełyką Nowosyłką, gdzie wyzwolone miało być kilka miejscowości: Makariwka, Neskuczne, Błahodatne, Storożewe i Nowodariwka. Ukraińcy informują też o zintensyfikowaniu działań w rejonie Bachmutu czy Awdijiwki. Ogółem ukraińscy analitycy mówią o aktywności na pięciu-sześciu odcinkach frontu.
Nowe siły
„W obwodzie zaporoskim i południu donieckiego widzimy zastosowanie nowych sił, przygotowywanych właśnie do ofensywy. Jednocześnie jednak Ukraińcy zintensyfikowali działania w rejonie Bachmutu czy Awdijiwki i tam używają wojsk, które już tam były, nie nowych sił. Poza tym za element ukraińskiej aktywności należy uznać też działania tzw. ochotników na styku obwodu charkowskiego i rosyjskiego biełgorodzkiego” – powiedział Cielma.
Jak dodał, to, co na razie widać, „może nie brzmieć spektakularnie”, bo np. we wtorek strona ukraińska powiadomiła o postępach rzędu 500-1000 metrów i odzyskaniu 3 km kwadratowych terenu. W ostatnich dniach pojawiły się też doniesienia o pierwszych stratach sprzętu z zachodnich dostaw, co mocno podkreśla strona rosyjska.
„Po pierwsze, Ukraińcy są w ataku, idą na umacniane od miesięcy pozycje, gdzie Rosjanie się ich spodziewali i do czego przygotowywali się. To fortyfikacje polowe, punkty oporu, zapory przeciwczołgowe, pola minowe zabezpieczone ogniem artylerii. Straty są nieuniknione i one będą. Trzeba się przygotować, że to nie potrwa kilka dni, a może nawet wiele tygodni” – uważa analityk. Dodał, że nawet niewielkie zdobycze terytorialne mogą mieć znaczenie, jeśli np. oznaczają zajęcie kluczowych pozycji przeciwnika.
Kolejne wyzwolone miejscowości
W rejonie Wełykiej Nowosyłki na razie wojska ukraińskie skupiły się na atakach na tzw. występ wremiwski (od nazwy miejscowości Wremiwka), czyli pozycje, gdzie rosyjskie pozycje były wysunięte do przodu. Właśnie w tym rejonie znajdują się te wyzwolone w ostatnich dniach miejscowości.
Ukraińcy operują w regionie, gdzie Rosjanie mogą mieć głęboko urzutowaną obronę. „Nie mają i nie będą mieć łatwo. Ale z drugiej strony też nie wiadomo, jakimi siłami tam dokładnie dysponuje Rosja. To, że są trzy linie obrony, nie oznacza, że wszystkie są obsadzone. Być może sytuacja będzie wymagała przerzucania wojsk pomiędzy nimi albo wzmacniania ich z innych kierunków” – rozważa Cielma.
Przypomina, że po wysadzeniu zapory na Dnieprze strona ukraińska poinformowała o przerzucaniu rosyjskich jednostek znad Dniepru z obwodu chersońskiego do zaporoskiego. „Na razie nie na front, ale w rejon Melitopola, skąd mogą być dalej wykorzystane” – mówi Cielma.
„Na razie Ukraińcy działają według scenariusza, który wszyscy przewidywali – aktywni są na odcinku, który sugeruje ogólny kierunek na Tokmak i dalej na Berdiańsk, czyli dążenie do przecięcia rosyjskiego korytarza lądowego z południowego wschodu Ukrainy na Krym. Ciągle jesteśmy jednak na takim etapie, że te decyzje mogą się zmienić i okazać np. manewrem odciągającym. Nie można wykluczyć, że do głównego ataku, punktu ciężkości całej operacji, dojdzie w innym miejscu” – uważa redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.
ALF/PAP