Isłom Karimow, który panował w Uzbekistanie przez 27 lat, został pochowany w rodzinnej Samarkandzie. Pewnie rację mieli ci, którzy uważali, że informację rządu, iż Karimow znalazł się w szpitalu po wylewie, ogłoszono po jego śmierci.
Bowiem wraz z tym komunikatem podjęto w Samarkandzie wielkie sprzątanie, aby wyglądała schludnie, gdy przybędą ważni żałobnicy, jak premier Rosji, Dmitrij Miedwiediew, czy prezydenci Tadżykistanu, Emomali Rachmon, czy Afganistanu, Aszraf Ghani. Ponadto premier Turcji wysłał kondolencje na godzinę przed ogłoszeniem śmierci Karimowa – czyli dostał już zaproszenie na pogrzeb.
Mogą być dwa powody, dla których o zejściu 78-letniego Karimowa podano z opóźnieniem. Były już przygotowane obchody 25-lecia niepodległości, 31 sierpnia i 1 września – i odbyły się z wyjątkiem uroczystego koncertu, w którym miał wziąć udział zmarły prezydent.
A po wtóre za kulisami musiała rozegrać się bitwa o spuściznę po Karimowie. Jako autokrata nie przygotował następcy – wierzył zresztą, że pożyje długo, wszak jego starszy brat zmarł w wieku lat 90-ciu. Nie miał syna, tylko dwie córki.
Starsza, Gulnara, była zresztą przygotowana do roli następcy, pełniąc szereg ważnych funkcji, jak wiceminister spraw zagranicznych i była w ogóle osobą światową. Ale weszła w konszachty korupcyjne na wielką skalę, za co ojciec wsadził ją przed paru laty do aresztu domowego i odciął od świata.
Zgodnie z konstytucją obowiązki prezydenta pełni przewodniczący Senatu, Nigmantilla Juldaszew. Wybory nowego muszą odbyć się w ciągu 3 miesięcy.
Uroczystości pogrzebowe przygotowała komisja pod przewodnictwem premiera Szawkata Mirzijojewa. I to pewnie on jest na obecnym etapie najmocniejszym kandydatem do zajęcia miejsca Karimowa. Zwłaszcza, że kwiaty na jego grobie złożył wczoraj w towarzystwie Mirzijojewa wracający z Chin prezydent Rosji, Władimir Putin.