Prawicowa koalicja rządząca Łotwą zdecydowała: nauczanie w językach mniejszości narodowych ma zostać zredukowane do minimum. Protesty przedstawicieli mniejszości nie zostały wzięte pod uwagę. Sprawa raczej nie przysłuży się budowaniu „jedności narodowej”, o której mówili pomysłodawcy zmian.
W myśl opracowanej w październiku reformy do 2020 r. szkoły z innym niż łotewski językiem nauczania czeka rewolucja. W języku mniejszości będą mogły oferować jedynie zajęcia z samego języka i tworzonej w nim literatury, a także historii i kultury kraju danej mniejszości. Inne lekcje będą odbywały się tylko po łotewsku. Zmiana uderza przede wszystkim w ludność rosyjskojęzyczną, która stanowi ponad 1/3 populacji Łotwy; według danych z r. 2014 w kraju działało 99 szkół rosyjskich i 67 rosyjsko-łotewskich. Do przejścia na łotewski zostanie jednak zmuszone także sześć szkół polskich i pojedyncze placówki ukraińska, litewska, białoruska i estońska.
Podtekst „walki z rosyjską propagandą” i „piątą kolumną” jest w całej sprawie jasny, chociaż władze wolą przekonywać, że chodzi o zwiększenie szans przedstawicieli mniejszości na rynku pracy – dotąd podobno były znacznie mniejsze z powodu nieznajomości języka. Tyle, że na mocy reformy oświaty z 2004 r. ukończenie szkoły średniej na Łotwie bez nauczenia się języka państwowego jest niemożliwe, bo w nim właśnie prowadzone jest 60 proc. zajęć także w szkołach mniejszościowych. Trudno także oprzeć się wrażeniu, że prawicowa koalicja po raz kolejny odgrzała kontrowersje wokół szkół po to, by zagłuszyć dyskusję o złych statystykach demograficznych kraju i masowej emigracji z Łotwy. Liderzy społeczności rosyjskojęzycznej nie kryją swojego rozgoryczenia, podkreślając, że w życiu codziennym do konfliktów na tle językowym i etnicznym praktycznie nie dochodzi, a mniejszości narodowe uważają Łotwę za swoją ojczyznę.
W Rydze odbyło się kilka protestów w obronie dotychczasowego modelu szkolnictwa. Brało w nich udział po kilkaset osób. 23 października miał miejsce mityng pod siedzibą Ministerstwa Oświaty, 16 listopada – marsz przez centrum Rygi do kancelarii rady ministrów. Mniejszość rosyjska organizowała również pikiety pod łotewskimi placówkami dyplomatycznymi w Estonii i na Litwie. Uruchomiona została internetowa petycja za zachowaniem status quo w oświacie, która do tej pory zebrała ponad 11 tys. podpisów. Organizacje mniejszości narodowych na Łotwie wystosowały również list otwarty do premiera kraju Mārisa Kučinskisa, w którym apelują do niego, by w polityce wewnętrznej nie ulegał szantażom najradykalniejszego z ugrupowań tworzących rządową koalicję – nacjonalistycznego Zjednoczenia Narodowego „Wszystko dla Łotwy!” – TB/LNNK. O zabranie głosu w tej sprawie proszono Parlament Europejski i Radę Europy.
Wszystko wskazuje na to, że na darmo – łotewskie Ministerstwo Oświaty nie zamierza wycofywać się ze swoich planów. I doprawdy trudno sobie wyobrazić, by ostentacyjnie zignorowanie postulatów mniejszości, których nawet nie zaproszono do dyskusji nad zmianami, naprawdę służyło „budowaniu jedności narodowej”, do którego dążą, według własnych deklaracji, rządzące partie.