Z ujawnionej analizy służb niemieckich wynika, że w kraju przebywa ponad 1200 potencjalnych zamachowców. Jednym z nich był Tunezyjczyk Anis Amri, który rozjechał 19 grudnia jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie ciężarówką wcześniej zamordowanego Polaka i zabił 12 ludzi, a blisko 60 ranił.
Jednak szef niemieckiego kontrwywiadu, Hans-Georg Maassen broni służb przed narastającą krytyką. „Uważam, że władze odpowiedzialne za bezpieczeństwo, przede wszystkim policja, zrobiły wszystko, co było w ich mocy, by właściwie ocenić zagrożenie ze strony Amriego”, stwierdził w wywiadzie.
„Musimy sobie jasno powiedzieć, że żyjemy w państwie prawa i musimy przestrzegać ram prawnych” – dodał. A ramy prawne mówią, że cudzoziemiec bez paszportu nie może zostać wydalony, choć bez sprawdzania dowodu tożsamości wpuszczono Amriego do Niemiec w lipcu ub. roku. I zgodnie z tą logiką nie można było go wydalić, choć służby miały aż nadto dowodów na zagrożenie z jego strony.
Maasen ujawnił, że środowisko salafitów w Niemczach, czyli wojujących islamistów, liczy ponad 9,7 tys. osób; kilka lat temu było ich 3,8 tys.
Tymczasem austriacki minister obrony, Hans Peter Doskozil położył w swoim wywiadzie nacisk, że potrzebny jest „uporządkowany system legalnego przybywania do UE uprawnionych do otrzymania azylu”, a składanie wniosków azylowych „powinno odbywać się wyłącznie poza granicami Unii”. I jest jeszcze za wprowadzeniem limitu uchodźców dla całej UE i położeniem kresu nielegalnej imigracji.
Rząd Austrii zamierza wkrótce przedstawić tę koncepcję w Brukseli. Ale na wsparcie Niemiec w tej sprawie póki co liczyć nie może.
Doskozil jest za stworzeniem w krajach trzecich unijnych ośrodków dla ubiegających się o azyl. Tam należy kierować migrantów ratowanych na Morzu Śródziemnym. A przy ośrodkach powinny powstać strefy ochronne dla nielegalnych imigrantów, których odesłanie do ich krajów nie byłoby możliwe.
To „państwa UE, a nie organizacje przemytników ludzi” mają określać, kto może wjechać do Unii – podkreślił Doskozil.