Prezydent Serbii zaplanował specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w Belgradzie w reakcji na oświadczenie prominentnego członka Prezydium Republiki Bośni i Hercegowiny o konieczności uznania wolnego Kosowa.
Poseł Bakir Izetbegović, który reprezentuje bośniackich Muzułmanów w trzyosobowym prezydium BiH (w jego skład wchodzi zawsze Chorwat, Muzułmanin i Serb) powiedział wczoraj w wywiadzie dla „Deutsche Welle”, że ma nadzieję, iż jego kraj uzna wreszcie niepodległość Kosowa. Jednocześnie opowiedział się za jednością terytorialną Bośni („należy o nią walczyć z bronią w ręku”). Stwierdził też, że wybuchnie nowa wojna, jeżeli nasilą się separatystyczne nastroje wśród Serbów z Banja Luki. To wywołało bardzo ostrą reakcję Belgradu.
Prezydent Aleksandar Vučić na najbliższy czwartek zwołał specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, która ma zdecydować „o konsekwencjach tej wypowiedzi, która odbije się na całych Bałkanach”.
– Gdybym to ja powiedział, że Serbia zamierza uznać niepodległość Republiki Serbskiej (w Bośni – WK), skończyłbym przed trybunałem w Hadze – oświadczył Vučić. – Izetbegović mówi, że ma nadzieję na uznanie Kosowa, i jednocześnie przyznaje, że integralności terytorialnej BiH należy bronić z bronią w ręku. A Serbia tymczasem ma oddać swoje terytorium za bezcen.
Izetbegović po południu usiłował tłumaczyć swoją wypowiedź, która wywołała jawny kryzys demokratyczny. Jego biuro wydało oświadczenie prasowe o tym, że Niemcy przekręcili przekaz. Pierwotnie bowiem do wiadomości podano, iż zapowiedział literalnie, że „Bośnia uzna Kosowo”, później jednak już przytaczano poprawną wersję wywiadu z dodatkowym „Mam nadzieję, że…” na początku. Dla Belgradu, który już się zbroi, nie ma to jednak większego znaczenia.
– Polityka pokoju i stabilności, którą prowadzi prezydent Serbii Aleksandar Vučić, nie znajduje w Izetbegoviciu prawdziwego partnera i czas na to, by wspólnota międzynarodowa to przyznała – powiedział minister obrony Serbii Aleksandar Vulin – i nie wróżyło to dobrze. Właściwie wróżyło na tyle źle, że wieczorem musiał interweniować sam prezydent BiH Milorad Dodik, który usiłował gasić pożar.
Oświadczył, że „Bośnia nie uzna Kosowa, niezależnie od tego, co twierdzi Izetbegović. Jego stanowisko to myślenie polityka u końca kariery, który stale wraca do starych tematów, tak jak jego ojciec, który groził wojną na tych terenach, nie mając na te teorie jakiegokolwiek pokrycia”.
Ojcem złotoustego posła był Alija Izetbegović, muzułmański prezydent Bośni w latach 1990-96 (był jedną ze stron porozumienia z Dayton, decydującego o obecnym kształcie administracyjnym Bośni). Przeciwni uznaniu państwowości Kosowa są właśnie bośniaccy Serbowie (których duża część nota bene chciałaby przyłaczenia do Republiki Serbii). Izetbegović senior był jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci bośniackiej polityki. Z jednej strony uznany za „ojca narodu”, z drugiej krytykowany za fundamentalizm muzułmański.
Nie można jeszcze z całą pewnością uznać, że kryzys został zażegnany. Wszystko zależy od tego, co postanowią urażeni Serbowie w czwartek w Belgradzie. Właściwie można spodziewać się wszystkiego – łącznie z decyzją o aneksji Banja Luki.