4 października 2024

loader

Obietnice Krokodyla

Emmerson Mnangagwa, który dziś ma zostać zaprzysiężony jako nowy prezydent Zimbabwe obiecuje demokratyzację i początek nowej ery. Pytanie tylko, czy można mu wierzyć.

Nie dowiemy się pewnie, czy ubiegłotygodniowe przejęcie władzy w Zimbabwe było uzgodnione ze zdymisjonowanym wiceprezydentem, nie ulega natomiast wątpliwości, że przyspieszyło bądź nawet sprowokowało działania wojskowych, w których efekcie we wtorek ustąpił sprawujący władzę od 37 lat prezydent Robert Mugabe. Od początku wydawało się też pewne, kto przejmie po nim schedę. Mnangagwa powrócił do Harare w środę, w czwartek pojawił się na posiedzeniu władz rządzącej partii ZANU-PF, której został przewodniczącym. Prezydencka dopełni cykl przejmowania władzy. Generałom i przywództwu ZANU-PF od początku zależało, aby proces ten miał charakter zgodny z konstytucją, zatem wojskowi odżeggnywali się od źle brzmiącego terminu „zamach stanu”, z prezydentem Mugabe obchodzili się jak z jajkiem, aby tylko sam formalnie poinformował parlament o swojej rezygnacji. Purystyczni konstytucjonaliści mogą mieć co do zgodności z prawem tego procesu wątpliwości, bo w przypadku ustąpienia prezydenta do czasu nowych wyborów (wypadających w 2018 r.) jego funkcję powinien pełnić wiceprezydent, jednak Mnangagwa przecież został tymczasem zdymisjonowany, drugi zaś wiceprezydent, Phelekezela Mphoko postanowił najwyraźniej się ukryć. Według niepotwierdzonych informacji, prawdopodobnie uciekł do Japonii. Ale – jak się zdaje – w niuanse formalnoprawne w Zimbabwe nikt wchodzić nie chce. Nawet opozycja, chociaż Manangagwą nie jest zachwycona, nie podnosi sprawy, że w sytuacji, którą można by określić jako przerwanie ciągłości funkcjonowania konstytucyjnych władz państwa, może należałoby zorganizować wybory wcześniej.
Do wyborów nikt nie jest najwyraźniej przygotowany, a obawa przed destabilizacją państwa przeważa nad jakąkolwiek inną argumentacją. Mandat nowego prezydenta będzie prawdopodobnie zatem respektowany przez wszystkie siły polityczne, ale też – co zauważa nawet rządowy dziennik „Herald” – jego miesiąc miodowy będzie krótki bo skala i pilność problemów, przed którymi stanie jest ogromna, a oczekiwania społeczne – chyba jeszcze większe.
W pierwszych wypowiedział po swoim triumfalnym powrocie do kraju Mnangagwa zapowiedział początek nowej ery, demokratyzację i uzdrowienie znajdującej się w krytycznym stanie gospodarki. Więcej nawet – stwierdził też, że zadanie odbudowy państwa to zadanie nie tylko dla ZANU-PF, ale dla wszystkich obywateli Zimbabwe, co można odczytać jako – ogólnikową wprawdzie – deklarację, że poszukiwać będzie szerszego zaplecza politycznego.
Opozycja – choć nie neguje konieczności powołania przejściowego rządu – ma wątpliwości, czy Mnangagwie można wierzyć. Bo nie jest on osobą nieznaną. Wręcz przeciwnie – do niedawna był jeszcze jednym z najbliższych współpracowników prezydenta Mugabe, a w konflikt z nim popadł dopiero wtedy, gdy ten zaczął forsować swoją o 40 lat młodszą żonę na następczynię. Mnangagwa jest bowiem zwornikiem łączącym środowiska weteranów wojny wyzwoleńczej, aparatu bezpieczeństwa i armii. Uważa się, że był bezpośrednio zaangażowany w działania przeciwko politycznym przeciwnikom w regionach zamieszkałych przez mniejszościową grupę etniczną Ndebele (tzw. Gukurahundi – „Pierwszy Deszcz”). Potem był także czołowym reprezentantem aparatu represji, któremu Mugabe zawdzięczał swoje długoletnie rządy. Według ocen zagranicznych dyplomatów jest człowiekiem jeszcze bardziej bezwzględnym i bezlitosnym od dotychczasowego prezydenta. Właśnie tym cechom zawdzięcza, że nazywa się go w Zimbabwe „Krokodylem”. Nie jest określenie budzące nadmierne zaufanie.
Były premier i lider głównej partii opozycyjnej MDC – Morgan Tsangvrai jest więc sceptyczny wobec składanych przez nowego przywódcę obietnic. – Byłoby to bardzo nieszczęśliwe, gdyby Mnangagwa kontynuował tę samą kulturę sprawowania władzy, jaką przez ostatnie 37 lat uprawiał prezydent Mugabe. A jest to możliwe. Bo ptaki o podobnych piórach latają w jednym stadzie” – stwierdził.
Tymczasem jednak obywatele Zimbabwe wydają się być zadowoleni. Może zmiana, która się dokonała, nie jest dla nich do końca satysfakcjonująca, ale w kraju, w którym czekało się na jakąkolwiek zmianę przez niemal cztery dekady, i taka też cieszy i budzi nadzieje. A te, skoro raz obudzone, mogą poprowadzić ich dalej. Nawet, jeśli Krokodyl nie bardzo będzie miał na to ochotę, a swoje obietnice traktuje jako czystą retorykę.

trybuna.info

Poprzedni

Turcja opuści NATO?

Następny

Hipokryta ujawniony