Udzielając wywiadu bardzo wpływowemu niemieckiemu brukowcowi „Bild Zeitung”, kanclerz Angela Merkel zapewniła ,że dziś postąpiłaby, jak rok temu, kiedy pytając jedynie kanclerza Austrii, Wernera Feymanna (ustąpił 4 miesiące temu), otworzyła w nocy z 4 na 5 września granice Europy dla grubo ponad miliona uchodźców, a głównie migrantów, z Azji i Afryki.
Merkel zapewniła, że niczego nie żałuje. Nie zgadza się z powszechną oceną – co „Bild” przypomniał – że otwarcie przez nią granic Strefy Schengen zostało zrozumiane w Azji i Afryce jako zachęta do wyjazdu do Europy. Tak samo nie zgodziła się, że otwierając granice złamała jednostronnie Konwencję Dublińską Wspólnoty Europejskiej (weszła w życie w 1997 r.) , która mówi jasno, że rozpatrzenie wniosku azylowego należy do państwa, którego granicę dana osoba przekroczyła nielegalnie.
Teraz okazało się, że w archiwum urzędu kanclerskiego nie ma dowodu na piśmie dotyczącego decyzji Merkel. Na pytanie tygodnika „Der Spiegel” w tej sprawie, urząd kanclerski wyjaśnił, że mimo poszukiwań nie znaleziono stosownych dokumentów. „Wytłumaczył”, że decyzja zapadła bez „bez pisemnego przygotowania”, bowiem „na szali leżał wizerunek Niemiec”.
Na pytanie „Bilda”, dlaczego takie kraje jak Polska, czy Węgry, które odmawiają przyjmowania migrantów, nie są karane obcięciem dotacji unijnych, Merkel odpowiedziała niejasno: Stworzyliśmy wspólny europejski program dotyczący imigrantów. Każdy musi wnieść do niego wkład. Dlatego ważne jest, by Polska współpracowała przy ochronie granic zewnętrznych, w misji NATO na Morzu Egejskim i przy pomocy dla krajów rozwijających się. Ale podkreśliła: „musimy stale rozmawiać o tym, kto i ilu uchodźców przyjmie”.
Odporność Merkel na krytykę nie jest przypadkowa. Najnowszy sondaż daje jej 45 proc. poparcia Niemców. Co prawda jest to trochę mniej, niż przed niedawnymi zamachami (62 proc.), ale wciąż jest to poparcie niebotyczne w porównaniu z tym, na co może liczyć prezydent Francji, Francois Hollande, który ma wybory w maju przyszłego roku.
Prasa donosi, że podczas powakacyjnego zamkniętego posiedzenia klubu CDU/CSU, większość posłów opowiedziała się za kandydaturą Merkel na kanclerza w wyborach do Bundestagu, które mają nastąpić za rok. Po czym nastąpiła „długa i głośna owacja”. Merkel pełni ten urząd od 11 lat.
Poddawana w czasie obrad delikatnej krytyce za wpuszczenie w zeszłym roku 1,15 mln migrantów, Merkel dokonała pewnego „w tył zwrot”, zapewniając posłów, że w najbliższych miesiącach najważniejsze będzie „odsyłanie, odsyłanie i jeszcze raz odsyłanie” osób, które nie zasługują na azyl. „W Niemczech mogą pozostać tylko te osoby, które były w swoich krajach rzeczywiście prześladowane”, tłumaczyła.
Pewien kłopot polega na tym, że policja straciła trop za dziesiątkami tysięcy migrantów (mowa była nawet o 130 tys.). Prawdopodobnie rozpłynęli się w gettach muzułmańskich w wielkich miastach, do których policja nie wchodzi.
Sytuacja z zeszłego roku nie powtórzy się – miała zapewnić posłów Merkel. Wskazywała na przyjęte w minionych miesiącach ustawy zaostrzające prawo azylowe i zachęcanie imigrantów, by lepiej integrowali się w społeczeństwie niemieckim.
Merkel ma sposób na integrowanie migrantów: jeszcze we wrześniu „zaprosi” dyrektorów części największych koncernów na spotkanie, na którym wezwie ich, by zatrudnili więcej „uchodźców”. Oporne wobec takiego pomysłu koncerny tłumaczą, że nie znają oni niemieckiego i w masie nic nie umieją. A kobiety są często analfabetkami. Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisał niedawno, że 30 największych koncernów zatrudniło do końca czerwca ledwie 54 uchodźców, z czego 50 firma logistyczna Deutsche Post.
Bild” twierdzi, że w programie pilotażowym zatrudnienia uchodźców wezmą udział producent elektroniki Siemens, grupa chemiczna Evonik, koncerny samochodowe Opel i Volkswagen oraz firma energetyczna RWE.