Kilka dni po 18 rocznicy nielegalnego, z punktu widzenia międzynarodowego prawa, amerykańskiego ataku na Jugosławię podjęto w Serbii decyzję, by w Belgradzie stanął pomnik ku czci ofiar ataków NATO.
Atak NATO pod amerykańskim przywództwem na ówczesną Jugosławię kosztował życie około 2000 ofiar, w tym wielu cywilów, wśród których były dzieci.
To nie pierwszy znak pamięci w serbskiej stolicy. Do tej pory postawiono pomniki ku czci zabitych przez atak rakietowy na gmach publicznej telewizji, jest monument poświęcony pacjentom zbombardowanego szpitala im. Dragiszi Miszowića, pomnik pamięci zabitej 3 latki Milići Rakić i Wieczny Ogień w Parku Przyjaźni. Brak jednak, jak uznały serbskie władze, jednego, centralnego miejsca pamięci wszystkim ofiarom natowskiej agresji.
– Serbia wypełni swoje zobowiązania wobec niewinnych ofiar agresji na nasz kraj. To nasz dług wobec nich i dowód na odpowiedzialny stosunek do przyszłości. To zło nigdy więcej nie powinno się powtórzyć – powiedział nowo wybrany serbski prezydent Aleksander Vuczić.
Ideę trwałego znaku przypominającego o serbskiej agresji poparł m.in. patriarcha Serbii Iraklij, jeszcze urzędujący prezydent Tomislav Nikolić, prezydent Republikki Serbskiej w Bośni Milirad Dodik i reżyser Emir Kusturica. Aktywności Vuczićowi w tej sprawie mogła dodać fala demonstracji przeciwko nowemu prezydentowi, która przetoczyła się przez Serbię w marcu.
Mimo deklarowanego przez obecne władze serbskie zwrotu na Zachód i dążenia do członkostwa w Unii Europejskiej, pamięć o natowskich atakach jest w serbskim społeczeństwie wciąż żywa. Ale Serbowie raczej nie doczekają się sprawiedliwej oceny naruszenia międzynarodowego prawa, jakim były bombardowania w 1999 r.