Prokurator generalny Tarek William Saab ogłosił otwarcie śledztwa przeciw Juanowi Guaidó, którego w styczniu Stany Zjednoczone mianowały „prezydentem” Wenezueli. Guaidó jest podejrzany o zdradę stanu w związku z ujawnioną, podpisaną przezeń promesą udzielenia licencji wielkim amerykańskim koncernom, jak ExxonMobil, na wydobycie minerałów we wschodniej prowincji Esequibo.
Guaidó jest chroniony przez swych amerykańskich pracodawców: prezydent Donald Trump straszył, że aresztowanie go będzie „ostatnim błędem” socjalistycznego rządu. Guaidó znalazł się na celowniku wenezuelskiego wymiaru sprawiedliwości już 23 stycznia, gdy po telefonie od amerykańskiego wiceprezydenta Mike’a Pence’a wyszedł na ulicę Caracas i ogłosił się „prezydentem” Wenezueli. Wcześniej nieznany, został szybko uznany przez grupę satelitów imperium amerykańskiego (w tym Polskę). Odtąd Guaidó zajął się organizowaniem zamachów stanu, w celu obalenia prezydenta Nicolasa Maduro, wybranego w wyborach powszechnych.
Wszystkie próby Guaidó spaliły na panewce. Mimo, że nikt go nie aresztował, nie potrafił pociągnąć za sobą ani zwykłych obywateli, ani armii, co wywołało pewną niecierpliwość Amerykanów. Rząd próbował z nim negocjować, traktując go jako przedstawiciela Stanów Zjednoczonych, lecz w końcu zerwał te rozmowy, gdy USA nałożyły kolejne, bardzo ciężkie sankcje na Wenezuelę. Guaidó, zupełnie pozbawiony poparcia społecznego, jest jednak oficjalnie uznawany przez Amerykanów za „prezydenta”, więc według nich może udzielać koncesji dla imperialnych koncernów wydobywczych.
Esequibo jest wenezuelskim terytorium, które państwa imperialistyczne samowolnie przyznały pod koniec XIX w. Brytyjczykom, kolonizatorom sąsiedniej Gujany, podpisując tzw. układ paryski. W 1966 r. podpisano nowy układ, według którego sprawa Esequibo miała być negocjowana. Odtąd pozostaje terytorium spornym. Za zdradę stanu grozi w Wenezueli od 20 do 30 lat więzienia.