6 listopada 2024

loader

Porządkowanie świata po trumpowemu

Nowy prezydent USA, Donald Trump zabrał się z takim zapałem do porządkowania świata po swojemu, że moglibyśmy spokojnie wypełnić opisem jego poczynań i wywołanych reakcji – całą część zagraniczną. Trump czyni porządki również lewą nogą.

Tak zabrał się za stosunki z sąsiadem Meksykiem, (123 mln ludzi). Jeszcze dobrze nie wszedł do Białego Domu, a już podpisał rozporządzenie o budowie Wielkiego Muru na granicy z Meksykiem, który ma odgrodzić USA od całego prawdziwego i urojonego zła przenikającego z tamtej strony.
I ponownie zażądał od Meksyku zapłaty za mur, a gdy znów usłyszał twarde „nie” z najwyższą arogancją zażądał na Twitterze, by prezydent Enrique Pena Nieto do niego na umówione rozmowy nie przyjeżdżał. No, to usłyszał, że ten wizytę odwołuje. A na dodatek za Nieto w sprawie muru murem stanęli prezydenci 33 Państw Wspólnoty Ameryki Łacińskiej i Karaibów zebrani na dorocznym szczycie w Dominikanie. I jeszcze Meksykanie uświadomili Trumpowi, że za obłożenie ich towarów 20-procentowym cłem na finansowanie muru – czym też groził – zapłaci klient amerykański, bo takie są prawidła handlu.
Chyba wtedy Trump uświadomił sobie, że prowadzenie polityki zagranicznej nie kończy się na wrzasku „you are fired” (jesteś zwolniony) właściciela zakładu do pracownika najemnego. Tak mu poszło w pięty, że pytany następnego dnia, jak mają się jego stosunki z Meksykiem, ogłosił, że „kocha Meksykanów” (wszyscy pamiętają, jak niedawno tytułował ich od gwałcicieli, złodziei i morderców), a z Nieto „bardzo miło” rozmawiał długo przez telefon. Zaś Biały Dom podał, że prezydenci uzgodnili, że „na razie nie będą wypowiadać się publicznie” o płatności za mur.
Trump podjął też ostro porządkowanie świata z wespół z innymi wielkimi. Na początek wybuchła przyjaźń amerykańsko-brytyjska; za rączkę prowadził panią premier May – kobietę nie pierwszej młodości – która przybyła do Waszyngtonu prosić o „stosunki specjalne”. Wspominała o nich z 10 razy przed rozmową z Trumpem podczas spotkania z aktywem Partii Republikańskiej.
Snuła wizję wspólnego zarządzania światem i wspólnoty gospodarczej po Brexicie. Pewien kłopot polega na tym, że amerykańsko-brytyjskie zarządzanie światem może byłoby jakoś możliwe, ale pod koniec 19-tego wieku. Trump, co prawda bardzo pochwalił Brexit i życzył UE rozpadu jeszcze przed przybyciem May, ale jego polityka gospodarcza i zagraniczna zmierza do protekcjonizmu, izolacjonizmu opartych na nacjonalizmie. I ciężko będzie pomóc Londynowi wyplątać się z więzów unijnych – który z Unią ma 40 proc. wymiany handlowej, a z USA tylko 14 proc.
Rozmówił się też przez telefon z prezydentem Rosji, Władimirem Putinem. Nie ujawniono, co ustalili. Pewne jest, że Putin ochotniczo pomoże mu rozbijać UE, ale poza tym nie bardzo widać, gdzie by było im po drodze. Chyba, że założymy, iż Trump odda Putinowi w zarząd Bliski Wschód, by swoimi sposobami wytracił czynnych i biernych miłośników wojującego islamu. Nie tykając się Izraela.
Porozmawiał także z kanclerką Niemiec Angelą Merkel, której oznajmił, „naród amerykański odnosi się z sympatią do Rosji i jej obywateli”. I być może dlatego o sankcjach wobec Rosji nie rozmawiali, choć „główne aspekty kryzysu na Ukrainie” poruszyli”.
Zresztą, z tymi sankcjami Trump nie będzie mieć łatwo. Przywódca większości republikańskiej w Senacie USA, Mitch McConnell oświadczył, że „jeśli jest jakiś kraj na świecie, który nie zasługuje na złagodzenie sankcji, to jest to Rosja”. Inny senator republikański, Rob Portman, współprzewodniczący senackiej komisji ds. Ukrainy, jest zdania, że Senat powinien zmienić sankcje w obowiązujące ustawy. Zaś republikański szef senackiej komisji sił zbrojnych, John McCain oświadczył w przededniu rozmowy prezydentów USA i Rosji, że Putin to „morderca i bandyta” i wróg USA. Z kolei szef Izby Reprezentantów, republikanin Paul Ryan powiedział, że USA powinny utrzymać sankcje. Tego samego zdania była Theresa May.
Generałowie musieli wytłumaczyć Trumpowi, że NATO nie jest znów tak przestarzałe, skoro komunikat po rozmowie z Merkel mówi, że Trump zgodził się co do „zasadniczego znaczenia NATO dla szerokich stosunków transatlantyckich oraz jego roli w zapewnianiu bezpieczeństwa i stabilności społeczności północnoatlantyckiej”, a Sojusz „musi być zdolny do mierzenia się z zagrożeniami XXI wieku”. Trump o swoje jednak walczył i Merkel zgodziła się, że „wspólna obrona wymaga odpowiednich inwestycji w zdolności wojskowe, aby zapewniać, że wszyscy sojusznicy łożą w równym stopniu na nasze bezpieczeństwo zbiorowe”.
Generałowie też musieli mu wytłumaczyć, że jednak nie można sobie zabrać wojsk z Korei Płd i japońskiej Okinawy w sytuacji, kiedy Korea Płn. dobrze rozwija broń jądrową i rakiety balistyczne – bo potem koszty mogą być duże. I Trump zapewnił przez telefon premiera Japonii, Shinzo Abe, że USA będą nadal łożyć na jej obronę.
Natomiast pomysł zakazu wjazdu do USA wszystkich obywateli 7 państw muzułmańskich (Irak, Iran, Jemen, Libia, Somalia, Sudan i Syria) przez 3 miesiące przypomina działanie słonia w składzie porcelany.
Idea jest niby szczytna, bo jak Trump oznajmił: „zamierzamy trzymać terrorystów jak najdalej od naszego kraju”. I na 4 miesiące zawiesił przyjmowanie wszystkich uchodźców, a syryjskich do odwołania (mogą wjeżdżać uchodźcy wyznań niemuzułmańskich). Ale Iran od razu ogłosił zakaz wjazdu obywateli USA – aż Trump cofnie rozporządzenie. W parlamencie Iraku szykuje się debata w tej sprawie. A sąd nowojorski już podważył w dwóch przypadkach zgodność rozporządzenia z prawem. Takich pozwów będzie dużo, bowiem rozporządzenie godzi w prawa nabyte – jak prawo do stałego pobytu w USA.

trybuna.info

Poprzedni

Niemcy i Francja gotowe bronić UE

Następny

W uzdrowiskach nie jest zdrowo