Od objęcia przez Donalda Trumpa prezydentury, Stany Zjednoczone zamroziły rozmowy w sprawie umowy o wolnym handlu – TTIP. Angela Merkel udaje, że chce to zmienić i domaga się wznowienia negocjacji.
Kanclerz Niemiec oświadczyła, że jest za „rzeczywistym wznowieniem rozmów i wyjaśnieniem, przy tej okazji, problemów”. „Kto uważa, że problemy tego świata dadzą się rozwiązać za pomocą izolacjonizmu i protekcjonizmu, ten popełnia ogromny błąd” – powiedziała. Jest to o tyle ciekawe, że do tej pory to głównie Niemcy przekonywały, że TTIP nie jest dla państw UE korzystna. A na dodatek istniały obawy, że protekcjonizm amerykański, forsowany przez Trumpa, jest w stanie zagrozić pozycji Niemiec jako czołowego eksportera. W Berlinie miał złożyć wizytę amerykański sekretarz handlu Wilbur Ross, jednak została ona w ostatniej chwili odwołana.
Ross opracowuje raport, mający zawierać informacje o formach ochrony amerykańskiego hutnictwa. Administracja Trumpa uważa bowiem, że wymiana handlowa z UE jest dla nich niekorzystna i żąda otwarcia rynku europejskiego dla amerykańskich dostaw energii, a szczególnie – skroplonego gazu.
Mimo nieobecności, Ross nie omieszkał przesłać do uczestników konferencji CDU przesłania z poparciem dla rozmów o TTIP. Argumentując, że Bruksela powinna zawrzeć porozumienie z USA, bo przecież podpisała już umowy o wolnym handlu z Meksykiem i Kanadą. Ross nie omieszkał też pogrozić Europie. Waszyngton zamierza bowiem przedsięwziąć zdecydowane kroki przeciwko „dumpingowemu importowi” z Europy, bo – jego zdaniem – USA są „największą na świecie ofiarą nielegalnych praktyk”.
Przypomnijmy, że TTIP jet umową, która między innymi zakłada, że o tym, czy coś jest zgodne z wolnym handlem, czy nie, mają decydować międzynarodowe arbitraże. Międzynarodowe amerykańskie arbitraże.