Prezydent USA Donald Trump określił brak porozumienia w sprawie ustawy o wydatkach rządu, wskutek którego instytucje federalne pozostały bez finansów.
To osobliwość amerykańskiego systemu budżetowego. Teoretycznie budżet powinien być uchwalony do 1 października poprzedzającego roku – jest to początek federalnego roku finansowego. Tak zwykle się jednak nie dzieje i aby instytucje federalne mogły działać w ramach prowizorium potrzebna jest zgoda Kongresu.
Rozwiązanie to jest pomyślane, aby wymuszać porozumienie groźbą spowodowania paraliżu rządowych instytucji, w praktyce okazuje się jednak, że dochodzi do tego, że staje się ono zakładnikiem bieżących sporów politycznych i instytucje federalne – nie tylko rząd, ale i inne służby finansowane z budżetu federalnego – nie są w stanie wydać ani dolara. Tak też się stało w ostatni piątek – ustawa przedłużająca działanie budżetu federalnego do 16 lutego nie uzyskała w Senacie wymaganych 60 głosów. W rezultacie od północy z piątku na sobotę większość federalnych urzędów i agencji (nie dotyczy to wojska i kluczowych dla funkcjonowania państwa służb) zawiesiła działanie, ok. 800 tys. pracowników federalnych dowiedziało się, że są na bezterminowych bezpłatnych urlopach.
Nie dzieje się tak pierwszy raz – poprzednio „zamknięcie” („shutdown”) instytucji federalnych zdarzyło się za prezydentury Baracka Obamy i trwało 16 dni, aż parlamentarzyści i prezydencka administracja osiągnęli porozumienie. Osobliwością tegorocznego „shutdownu” jest jednak fakt, że doszło do niego po raz pierwszy w sytuacji, gdy jednak partia – republikanie – kontrolują zarówno Kongres jak i Biały Dom. Wynika to z faktu, że mająca w Senacie przewagę 50 do 49 rządząca partia nie jest w stanie bez poparcia przynajmniej dziesięciu senatorów demokratycznych uzyskać kwalifikowanej większości wymaganej dla tej akurat ustawy.
Kość niezgody
W 2013 r. chodziło o zablokowanie Obamacare, tym razem kością niezgody jest finansowanie ochrony granic, w szczególności zaś antyimigracyjnych projektów prezydenta Trumpa. Demokraci sprzeciwiają się budowie muru wzdłuż granicy z Meksykiem, reformom ograniczającym możliwość wjazdu obywateli obcych państw na teren USA oraz domagają się, żeby ok. 700 tys. nielegalnych imigrantów, którzy wjechali do Stanów Zjednoczonych jako nieletni otrzymało gwarancję, iż nie będą deportowani. Partia demokratyczna krytykuje także zaplanowane wydatki administracji Trumpa na zbrojenia, jednak główna oś konfliktu dotyczy spraw imigracyjnych. Aby porozumienie zostało osiągnięte nie pomogło zaoferowanie przez republikanów przedłużenia ubezpieczeń zdrowotnych dla dzieci z rodzin o niskich dochodach o sześć lat – Partia Demokrkatyczna chce, aby przedłużenie to było bezterminowe.
Przerzucanie winy
Dla nikogo nie ulega wątpliwości, że „shutdown” bardziej przypomina pokerową rozgrywkę, w której pod presją czasu licytacja będzie trwać, ą jedna ze stron ustąpi. Trump, któremu taki rozwój sprawy uniemożliwił wyjazd na galowe przyjęcie z okazji rocznicy inauguracji i postawił pod znakiem zapytania wyjazd na Światowe Forum Gospodarcze w Davos, zarzuca demokratom, że „stawiają interes nielegalnych imigrantów ponad interesem Amerykanów”, a rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders zakomunikowała, że prezydent nie podejmie żadnych rozmów o sprawach imigracyjnych, jeśli Demokraci nie zgodzą się na odblokowanie finansowania. Z kolei liderzy Partii Demokratycznej, jak Chuck Summers czy Nancy Pelosi, przypominają, że to Trump odszedł od wypracowanego wcześniej kompromisu, więc „shutdown” dostał na własne życzenie. Sondaż przeprowadzony w sobotę przez telewizję CNN wśród Amerykanów wskazuje, że opinia publiczna jest podzielona – 31 proc. obwinia demokratów, 26 proc. – republikanów, a 21 proc. prezydenta osobiście.
Wiadomo jednak, że taki stan impasu nie może trwać długo, bo oznacza wielkie straty. Ocenia się, że „shutdown” z 2013 r. kosztował rząd ponad 2 mld dolarów. Jest zatem czas na mediację. Demokraci zdają sobie sprawę, że jeśli „zamknięcie” będzie się przeciągać, koszt polityczny poniesiony przez stronę, na którą spadnie odium za sparaliżowanie państwa, będzie ogromny, nie wypada więc nawet zachowywać skrajnie nieprzejednanej postawy. Podobne sygnały dają także republikańscy senatorowie – lider ich partii w Senacie Mitch McConnell zapowiedział głosowanie w sprawie ustawy przedłużającej prowizorium do 8 lutego już zaraz po północy z niedzieli na poniedziałek (w Polsce będzie to 7 rano). Tak naprawdę wypracowanie kompromisu zależeć będzie od prezydenta – to on powinien wypracować kompromis z opozycją, a następnie sprzedać go swojej partii. Jest to zatem dla niego pierwszy naprawdę poważny sprawdzian, jak poradzi sobie jako polityk, a nie tylko jako demagog obiecujący Ameryce wielkość.