Stambulski sąd warunkowo zwolnił z aresztu siedmiu oskarżonych w procesie dziennikarzy centrolewicowej gazety „Cumhuriyet”. Zarzuty wspierania terrorystów pozostają jednak w mocy.
Proces autorów jednej z najsłynniejszych tureckich gazet, największego tytułu o lewicującym obliczu ruszył w ubiegłym tygodniu. Oskarżonym grożą kary długoletniego więzienia, aż do dożywotniego pozbawienia wolności. Zgodnie z oczekiwaniami prezydenta kraju Recepa Tayyipa Erdoğana dziennikarzom zarzuca się wspieranie organizacji terrorystycznej. Miało to realizować się poprzez publikowanie wywiadów z „ekstremistami” i umieszczanie na łamach pisma „nierzetelnych”, potencjalnie wywrotowych informacji i komentarzy. „Cumhuriyet” miałaby równocześnie popierać Fethullaha Gülenena, skrajnie lewicową Rewolucyjną Partię-Front Wyzwolenia Ludu i oczywiście dyżurnego wroga – Partię Pracujących Kurdystanu.
W rzeczywistości, wskazują obrońcy wolności prasy i sympatycy gazety, Erdoğan poprzysiągł pismu zemstę już w 2015 r., kiedy „Cumhuriyet” opublikowała obszerne materiały (w swoim wydaniu internetowym opatrzone także filmami) przedstawiające, jak tureckie służby specjalne wspierają syryjską fundamentalistyczną opozycję. Czytelnicy mogli poznać szczegóły przerzucania fanatyków islamskich przez turecko-syryjską granicę oraz dostaw broni i zaopatrzenia. Za te reportaże „Cumhuriyet” otrzymała nagrodę Reporterów bez Granic. .
O absurdalności zarzutów świadczy fakt, że Gülen i jego organizacje jak najbardziej były bohaterami artykułów w gazecie, ale w tekstach bynajmniej nie obsypywano ich pochlebstwami. W 2011 r., gdy kaznodzieja i Erdogan byli jeszcze politycznymi sojusznikami, dziennikarz śledczy pisma Ahmet Sik opublikował o Gülenie reportaż, za który… trafił do aresztu. Dziś oskarżony jest o to, że pomagał Gülenowi spiskować przeciwko rządowi.
Łącznie w procesie oskarżonych jest 17 osób. stambulski sąd zgodził się, by siedem odpowiadało z wolnej stopy, pozostając pod kontrolą policyjną przynajmniej do następnego przesłuchania, zaplanowanego na 11 września. Pięciu „najbardziej niebezpiecznych” pozostanie w areszcie. Pozostali sądzeni są in absentia, zdążyli bowiem wyjechać z Turcji, gdy wielka fala zatrzymań po nieudanym zamachu stanu dopiero się rozkręcała. Prezydent Erdoğan pokazał już, że z opozycjonistami – czy to rzeczywistymi, czy nawet urojonymi – potrafi się rozprawiać bez litości.