Węgrzy większością 98,34 proc. ważnych głosów odrzucili możliwość „osiedlania na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy” przez Unię Europejską „również bez zgody parlamentu” węgierskiego. Ale ta wielka wygrana premiera Viktora Orbana, który zarządził w tej sprawie referendum, okazała się także jego przegraną, bowiem do urn pofatygowało się tylko 43,91 proc. uprawnionych.
Aby wynik głosowania miał moc prawną, do urn musiałoby pójść 50 proc. uprawnionych. Można więc uznać referendum za nieważne i niebyłe. Tyle na gruncie publicznoprawnym, ale jest jeszcze płaszczyzna polityczna, a tutaj – jak należało oczekiwać – Orban ogłosił zwycięstwo i zapowiedział pójście za ciosem, a mianowicie w oparciu o takie nastroje w społeczeństwie wprowadzić stosowną poprawkę do konstytucji. Orban niewiele robi sobie z prestiżowej porażki i ogłosił w parlamencie, że Węgrzy zapisali się w historii, a Węgry mają teraz wszelkie prawo, by UE usłyszała ich głos w decydujących dla Europy sprawach.
Zaś minister spraw zagranicznych, Peter Szijjarto zapowiedział twardą walkę w Brukseli z unijnymi decyzjami o obowiązkowych kwotach przyjmowanych migrantów. Według niego oczywiste przesłanie referendum dla przyszłości UE jest takie, że nikt nie może nie liczyć się z wolą mieszkańców Europy, a polityki z nią sprzecznej nie wolno uprawiać ani w Brukseli, ani gdzie indziej, a woli 3,3 mln osób nie można lekceważyć ani na Węgrzech, ani w Brukseli. Wskazywał, że jest to więcej, niż głosowało za członkostwem w UE w 2003 r., a frekwencja była wyższa, niż w czasie wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 r., kiedy wyniosła niespełna 29 proc.
Do wyniku referendum szybko odniosła się Komisja Europejska (KE). Jej rzecznik wskazał, że węgierskie Narodowe Biuro Wyborcze uznało referendum za nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji. Co prawda dodał, że KE uważa, iż decyzja, jak potraktować wynik, należy do rządu węgierskiego, ale natychmiast przypomniał, że KE uważa, że referendum odnosiło się do ewentualnych przyszłych decyzji, jakie UE może podjąć w sprawie przydziału uchodźców. I zaznaczył, że decyzje o rozmieszczeniu uchodźców, które już podjęto, pozostają wiążące, a następnie pogroził: to, co jest częścią prawa wspólnotowego, musi być przestrzegane; KE zastrzega sobie prawo, by zareagować w przypadku niewypełniania zobowiązań przez państwa członkowskie.
Niewystarczającą frekwencję wykorzystała też opozycja. Przywódca narodowców z Jobbiku, Gabor Vona zażądał ustąpienia Orbana, przypominając, że jego partia już wiosną złożyła projekt poprawki do konstytucji, którą teraz chce przeforsować Orban. Pytał go, czy mu nie wstyd, że pół roku później, po wydaniu 15 mln forintów, występuje z taką samą propozycją? Vona wyraził nadzieję, że Bruksela bezlitośnie wykorzysta potknięcie Orbana, a brukselscy biurokraci nie będą go brać na poważnie.
Sprzeciw wobec poprawki zapowiedział szef Koalicji Demokratycznej, Ferenc Gyurcsany i wezwał inne partie, by uczyniły to samo. Naród nie dał rządowi zgody na kontynuowanie dotychczasowej polityki, a tym bardziej na zmianę konstytucji, mówił. Jednak w liczącym 199 posłów parlamencie, Fidesz Orbana ma z koalicjantem KDNP 133 posłów, a opozycja od prawa do lewa – 66.