Przełom w myśleniu kanclerz Niemiec, Angeli Merkel, której po masakrze na jarmarku w Berlinie 19 grudnia, po raz pierwszy przeszła w przemówieniu noworocznym przez gardło rzecz oczywista od wielu, wielu miesięcy, że terroryzm islamistyczny jest największym wyzwaniem przed jakim staną Niemcy w 2017 r.
Merkel obiecała wprowadzić rozwiązania prawne, które zwiększą bezpieczeństwo obywateli. Pośrednio odpowiedziała na fakt, że morderca rodem z Tunezji, Anis Amri, który wjechał ciężarówką w tłum zgromadzony na jarmarku, miał być już dawno wydalony z Niemiec, ale władze zasłaniały się prawem. A prawo mówiło, że nie można wydalić człowieka, który nie ma paszportu. Choć w lipcu 2015 r. wpuszczono go bez paszportu jako „uchodźcę”.
Do organizacji zamachu berlińskiego przyznało się Państwo Islamskie (PI), któremu Anis Amri ślubował wierność.
Kanclerz Niemiec broniła jednocześnie swojej polityki dotyczącej pomocy uchodźcom. I zaapelowała do Niemców, aby mimo takich odczuć odrzucili populizm pewnych środowisk politycznych. Jej zdaniem Berlin musi odegrać wiodącą rolę w rozwiązywaniu wyzwań przed jakimi staje obecnie Unia Europejska.
Te „pewne środowiska” o w pierwszym rzędzie opozycyjna Alternatywa dla Niemiec (AfD), która całkowitego zakazu dla napływu migrantów muzułmańskich.
Poruszając temat Brexitu kanclerz Niemiec porównała wyjście Wielkiej Brytanii z UE do „głębokiego cięcia”. I dowodziła: Tak, Europa powinna skuopić się na tym, co może być lepsze od państwa narodowego. Jednak my, Niemcy, nie możemy uwierzyć w to, że samotnie można wypracować lepszą przyszłość. I tu znów piła do AfD, która żąda nie tylko szlabanu dla migrantów, ale i wyjścia Niemiec z UE oraz waluty euro.