Już 24 czerwca Turcy wybiorą nowy parlament i prezydenta.
Decyzję o przyspieszeniu wyborów o niemal półtora roku ogłosił w minioną środę Recep Tayip Erdoğan. W swoim przemówieniu prezydent wyraził zarazem nadzieję, że pozwolą one sfinalizować zmianę systemu rządów z parlamentarnego na prezydencki.
Zgodnie z obowiązującym prawem decyzję Erdoğana musi jeszcze zaakceptować specjalna komisja, lecz przygotowania do wyborów już się rozpoczęły. Dla rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju będzie to doskonała okazja do umocnienia swojej pozycji, w czym mają jej pomóc umacniające się w społeczeństwie nastroje nacjonalistyczne. Niedawna akcja militarna w północnej Syrii oraz pacyfikacja mniejszości kurdyjskiej spotkały się z aprobatą większości Turków. Prężenie muskułów pozwala także przykryć pogarszający się stan państwowej gospodarki.
Z nadzieją na nacjonalistyczne wzburzenie tureckiego społeczeństwa spoglądają także pozostałe prawicowe partie, czyli Partia Ruchu Narodowego oraz Partia Dobra. Zdaniem ekspertów duże szanse na dobry wynik ma zwłaszcza ta ostatnia, założona w ubiegłym roku przez byłą minister spraw wewnętrznych Meral Akşener. Według ostatnich sondaży, Partia Dobra plasuje się naprzemiennie na drugim i trzecim miejscu. Co więcej, kandydat wspierany przez Akşener może uniemożliwić Erdoğanowi wygraną już w pierwszej turze. Z tego też powodu wciąż nie jest jasne, czy władze dopuszczą Partię Dobra do udziału w wyborach.
Erdoğan, zwany przez przeciwników Sułtanem, od dawna dąży do ustanowienia prezydenckiego systemu rządów. Już teraz dysponuje on większą władzą niż jakikolwiek z jego demokratycznych poprzedników. W wyniku referendum z kwietnia 2017 r., otrzymał m.in. prawo powoływania wiceprezydentów, ministrów, sędziów i wyższych urzędników. Do jego prerogatyw należą ponadto rozwiązywanie parlamentu i rządzenie dekretami podczas stanu wyjątkowego. Ten zaś obowiązuje w Turcji od nieudanej próby obalenia rządów w lipcu 2016 r.
Wraz z ogłoszeniem decyzji o przyspieszonych wyborach, Erdoğan zapowiedział kolejne czystki w wojsku. Tym razem mają one objąć 3 tys. oficerów, oskarżonych o związki z puczystami. W ciągu minionych dwóch lat ok. 150 tys. osób zostało zwolnionych z pracy lub zmuszonych do dymisji, zaś ponad 50 tys., w tym wielu dziennikarzy i naukowców, trafiło do więzienia.