Władze Argentyny od 1983 r. nigdy nie były tak represyjne – alarmują obrońcy praw człowieka. Neoliberalne władze z prawdziwą wściekłością zareagowały na masowe protesty przeciwko reformie emerytalnej.
Raport wydany przez Marię del Carmen Verdu z organizacji Correpi (Koordynator Przeciwko Represjom Policyjnym i Instytucjonalnym) podsumowuje reakcję policji i władz na wielotysięczne manifestacje przeciwko reformie systemu obliczania emerytur, jakie w ubiegłych tygodniach organizowała największa centrala związkowa CGT. W centrum Buenos Aires demonstrowało wówczas najpierw kilkadziesiąt tysięcy, a w szczytowym momencie 100 tys. pracowników i studentów. Manifestacje spotkały się z agresywną reakcją policji, która już pierwsze, zupełnie pokojowe marsze powitała gazem łzawiącym i gumowymi kulami. Podczas kolejnych doszło do zamieszek.
Według Marii del Carmen Verdu agresja ze strony władz i skala aresztowań uczestników protestów oraz aktywistów związkowych i lewicowych przewyższyła wszystko, co widziano w Argentynie od upadku junty wojskowej w 1983 r. Tylu zatrzymanych i rannych podczas rozpędzania manifestacji nie było ani podczas kryzysu polityczno-gospodarczego w 1989 r., ani wtedy, gdy kryzys powtórzył się w 2001 r. Po protestach w ubiegłym tygodniu policja posłała do aresztów 70 osób, a 160 zostało rannych. W tej ostatniej liczbie jest 26 dziennikarzy relacjonujących demonstracje. Przypomnijmy, że potężna mobilizacja społeczna została zignorowana. Rządzący neoliberałowie nie podjęli nawet dyskusji ze stroną społeczną i przegłosowali ustawę emerytalną.
Międzyamerykańska Komisja ds. Praw Człowieka, komentując reakcję władz Argentyny na protesty, stwierdziła, że była ona nieadekwatna i nieproporcjonalna.