W Turcji znów przybrały na sile brutalne represje wobec kolejnych kręgów osób podejrzanych o nieprawomyślność wobec dyktatury prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana – formalnie tylko honorowej głowy państwa. Jak zwykle, za pretekst służy udział w nieudanej próbie zamachy stanu z 15 lipca ubr.
Prokuratura w Ankarze wydała nakazy aresztowania 105 żon oficerów, które są podejrzane o związki z zamachem. Żonom też zarzuca się przynależność do ruchu islamskiego kaznodziei Fethullaha Guelena, mieszkającego od wielu lat w USA. To on miał rzekomo zorganizować pucz. A sąd w Stambule wydał nakaz aresztowania kolejnych stu wojskowych różnych stopni za rzekome kontakty z 75-letnim Guelenem.
Ponadto, trzy najnowsze dekrety pozbawiły pracy ponad 6 tys. osób i zamknęły 80 stowarzyszeń oskarżanych o „działalność zagrażającą bezpieczeństwu państwa”. Pracę straciło ponad 2,6 tys. policjantów, 1,6 tys. pracowników ministerstwa sprawiedliwości, 838 w resorcie zdrowia i setki zatrudnionych w innych ministerstwach, 631 pracowników uniwersytetów. Wyrzucono 8 członków Rady Stanu, czyli najwyższego organu sądownictwa administracyjnego.
Według oficjalnych danych aresztowano już w sumie ponad 41 tys. osób, a grubo ponad 100 tys. zwolniono z pracy lub zawieszono w obowiązkach. Szczególnie dużo aresztowano dziennikarzy – zwłaszcza kurdyjskich – zamyka się niezależne redakcje, czyści sądy z nieprawomyślnych sędziów. A Erdogan grozi regularnie przywróceniem kary śmierci.