Od dwóch tygodni narasta wzburzenie społeczne w Rumunii na tle ogłoszenia amnestii dla tysięcy osób, które poszły za kraty za korupcję. W minioną niedzielę ulicami kilkunastu miastach przeszło kilkadziesiąt tysięcy protestujących.
Podczas wiecu na Placu Uniwersyteckim w Bukareszcie tłum skandował „Rumunio, obudź się!” i „Chcemy demokracji ze złodziejami w więzieniach”.
W odpowiedzi premier Sorin Grindeanu z Partii Socjaldemokratycznej (PSD) oświadczył, że protesty zostały „upolitycznione”, a winowajcę wskazał w prezydencie Klausie Iohannisie, który wziął udział w demonstracji zwołanej tydzień wcześniej. Prezydent był mało dyplomatyczny i głosił wówczas, że „gang polityków, którzy mają problemy z prawem, chce zmienić ustawy i osłabić państwo prawa”.
Rzecz sprowadza się do tego, że Grindeanu chce wydać rozporządzenie o amnestii z uwagi – jak głosi – na przepełnienie zakładów karnych. Źle zamiar ocenił prokurator generalny oraz wielu sędziów. Prezydent i opozycja widzą w nim nieczystą grę i chcą, by wniosek omówił parlament.
Ogłoszony w połowie stycznia projekt amnestii zakłada zwolnienie osób z wyrokiem poniżej 5 lat więzienia z wyjątkiem skazanych za przestępstwa seksualne czy przemoc. Rząd mówi, że dotyczy to ok. 2,5 tys. więźniów, ale władze więzienne naliczyły 3,7 tys. takich osób.
Powstały na początku roku rząd 43-letniego Grindeanu obiecał powstrzymanie emigracji zarobkowej, budowę autostrad i pobudzanie konsumpcji, a „obywatele będą cieszyć się wolnościami i prawami, jakie ma zdecydowana większość obywateli europejskich”. Po wyborach grudniowych powstała koalicja PSD z Sojuszem Liberałów i Demokratów (ALDE).