Armia w Japonii nie jest nazywana wojskiem, tylko siłami samoobrony. Tak stanowi konstytucja narzucona przed 70 laty przez USA. Ale na tę samoobronę budżet wyłoży w przyszłym roku 51 mld dol., czyli o 2,3 proc. więcej, niż w tym roku. Te 51 mld to 1 proc. PKB Japonii.
Podwyżka będzie piątą z rzędu, a oczywiste przyczyny zbrojenia się Japonii są dwie: rozwijanie przez Koreę Północną arsenału jądrowego i coraz bardziej agresywna polityka Chin na morzach wschodnioazjatyckich.
Japońskie źródła wojskowe ujawniły właśnie, że Chiny zbudowały nową przystań dla okrętów wojennych w pobliżu administrowanych przez Japonię wysp Senkaku na Morzu Wschodniochińskim, które Chińczycy nazywają Diaoju i roszczą sobie do nich pretensje.
Przystań powstała na wyspie Nandżi. Ma ok. 80 metrów długości i cumowało już przy niej kilka okrętów marynarki chińskiej. Długość nabrzeża pozwala przyjąć nawet okręty desantowe.
Na wyspie znajduje się też infrastruktura radarowa oraz lądowisko dla śmigłowców. Chińczycy planują budowę lotniska dla samolotów wojskowych. Nowa przystań znajduje się bliżej spornych wysp niż japońska Okinawa lub jakakolwiek baza armii USA.
W 2017 r. Japonia podejmie unowocześnianie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej w oparciu o rakiety Patriot. Podejmie także wspólną z USA produkcję przeciwrakiet SM-3 Block IIA, przeznaczonych dla okrętów. Zostaną zakupione myśliwce piątej generacji F-35 oraz wzmocniona Straż Wybrzeża.