Z wyspy Isabela leżącej w archipelagu Galapagos uprowadzono 123 młodziutkie osobniki z rodzaju Chelonoidis. To łakomy kąsek dla handlarzy dzikich zwierząt. To zagrożony gatunek.
Żółwie dzieci zniknęły z ośrodka Arnaldo Tupiza na Isabeli już jakiś czas temu, ale do tej pory park nie zdołał ująć ani namierzyć sprawców. Sprawę na światło dzienne wyciągnął lokalny polityk Washington Paredes Torres, który na Twitterze oskarżył dyrekcję ośrodka o to, że niedostatecznie zabezpiecza się przed złodziejami i kłusownikami, ponieważ obiektu pilnuje rzekomo tylko jeden ochroniarz.
„Żółwie po prostu tam są, jeśli ktoś chce, może tam wejść nocą i ukraść” – napisał.
Park Narodowy Galapagos wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że teren ośrodka jest właściwie chroniony.
Niestety, to nie pierwszy przypadek, kiedy złodziejom dzikich zwierząt udało się je wynieść z terenu hodowli i wywieźć z wyspy. W ubiegłym roku skradziono 26 zwierząt i przemycono je autokarem do Peru. Sprawca został jednak zatrzymany, a żółwie w tym roku wróciły do parku. Niestety trzy z nich nie przeżyły, ponieważ zbyt długo były przetrzymywane w złych warunkach. Los 123 zwierząt uprowadzonych w ostatnim czasie pozostaje nieznany.
Prawie cały archipelag Galapagos jest od 1959 roku parkiem narodowym, od 1978 roku wyspy wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W XIX wieku, kiedy przyjechał tam prowadzić badania Karol Darwin, wyspy zamieszkiwało 15 gatunków żółwi olbrzymich. Dziś istnieje tylko 11, pozostałe wyginęły w wyniku intensywnych polowań.
Park zmaga się dziś z różnego rodzaju problemami: w wyniku globalnego ocieplenia spada populacja sardynek i żywiących się nimi drapieżnych ptaków. Również zanieczyszczenie środowiska i napływ ludzi osiedlających się na wyspach nie pozostają bez wpływu na ekosystem: w tej chwili najbardziej zagrożonymi gatunkami są m.in. lwy morskie, żółwie słoniowe oraz nielotny kormoran galapagoski. Przedstawiciele tych gatunków są łatwym zarobkiem dla handlarzy.