6 listopada 2024

loader

Sojusz czy rywalizacja?

fot. Liu Bin / Xinhua

epa10560396 French President Emmanuel Macron arrives at Beijing Capital International Airport in Beijing, capital of China, 05 April 2023. At the invitation of Chinese President Xi Jinping, President Macron arrived in Beijing on 05 April afternoon for a state visit to China through 07 April. EPA/XINHUA / Liu Bin CHINA OUT / MANDATORY CREDIT EDITORIAL USE ONLY

Artykuł partnerski

O „strategicznej autonomii dla Europy” prezydent Emmanuel Macron mówił od dawna. Poświęcił jej swój wykład na Sorbonie w 2017 roku przeznaczony dla jej studentów i europejskich elit intelektualnych.

Ta „autonomia Europy”, czyli niezależność wobec USA, nie jest czymś nowym w ustach francuskiego polityka.

W trakcie  zimnej wojny, w 1966 roku, ówczesny prezydent Charles de Gaulle wyprowadził Francję ze struktur wojskowych NATO, bo nie godził się na zdominowanie sojuszu Północnoatlantyckiego przez USA.

Aby wzmocnić „autonomię Europy” prezydent Macron proponował wcześniej wzrost współpracy w Unii Europejskiej. Stworzenie wspólnej armii Unii, bo uważał, że ówczesne NATO jest „w stanie śmierci mózgowej”. Czyli nie reformuje się, nie dostosowuje się do realiów XXI wieku.

Jednak trzy lata później to słusznie krytykowane NATO, skonfliktowane państwa Unii Europejskiej i USA, jednak zjednoczyły się. Bo zdarzyła się sytuacja nadzwyczajna – wojna w sąsiadującej, aspirującej do Unii Europejskiej, Ukrainie.

Postulat „strategicznej autonomii Europy”, przypomniany przez francuskiego prezydenta podczas jego kwietniowej wizyty w Pekinie należy rozpatrywać na dwóch płaszczyznach aktualnej i merytorycznej.

Z perspektywy interesów całej Unii Europejskiej oraz z perspektywy państw Unii Europejskiej stanowiących „Wschodnią flankę NATO”. Graniczących z Ukrainą i Rosją. Odczuwających bezpośrednio skutki konfliktu zbrojnego, sankcji gospodarczych i nowej „zimnej wojny” w Europie.

Dlatego wypowiedziane w Pekinie przez francuskiego prezydenta deklaracje o przyszłej autonomicznej polityce Europy, czyli Unii Europejskiej, i deklaracje dalszej współpracy gospodarczej z Chinami, wywołały krytykę przede wszystkim mediów w państwach „Wschodniej flanki NATO” i USA. Zarzucano mu, że jego wypowiedzi mogą być wykorzystane przez rosyjską propagandę do kwestionowania jedności europejskiej w dalszej pomocy dla Ukrainy.

Politycy Unii wypowiadali się bardziej powściągliwie, unikając krytyki Macrona, jednego z liderów Unii Europejskiej. 

Również administracja USA nie zaprezentowała swego oficjalnego stanowiska. Upowszechniano jedynie komentarze czołowych parlamentarzystów. Zwłaszcza republikańskiego senatora Marco Rubio, który zapytał: „Jeśli stanowisko naszych sojuszników jest faktycznie takie, a Macron mówi w imieniu całej Europy, która w ten sposób ogłasza, że nie zamierza wybierać między USA i Chinami w sprawie Tajwanu, to może my też nie powinniśmy wybierać? Może powinniśmy powiedzieć, że Ameryka skupi się na Tajwanie i zagrożeniach, jakie stwarzają Chiny, a wy zajmijcie się już sami tą Ukrainą?”.

Pytanie senatora Rubio jest zasadne, skoro przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel potwierdził, że poglądy francuskiego prezydenta zaprezentowane podczas jego spotkania z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem reprezentują stanowisko „większości państw Unii Europejskiej”.

Trzecie super mocarstwo

Przeanalizujmy merytorycznie zaprezentowane w Pekinie postulaty prezydenta Macrona. Skoro reprezentuje stanowisko „większości państw Unii Europejskiej”.

Macron od lat buduje wizję samodzielności europejskiego kontynentu, który pod przewodem Francji, miałby osiągnąć status „trzeciego supermocarstwa”. Podobne stanowisko, ale w bardziej umiarkowanych słowach, deklaruje niemiecki kanclerz Olaf Scholz. Ten europejski lider wcześnie powiedział, że USA nie będą dyktować Unii Europejskiej programu jej rozwoju. To oznacza, że liderzy największych gospodarek Unii Europejskiej sprzeciwiają się podziałowi świata na dwa polityczne i gospodarcze sojusze. Proamerykański i prochiński. Są przeciwko takiemu duopolowi.

Trzeba przypomnieć, że państwa Unii Europejskiej poparły Ukrainę wbrew swoim interesom gospodarczym. Zerwały współpracę gospodarczą z Rosją. Bardzo korzystną, zwłaszcza dla państw rozwijających swą produkcję dzięki importowi tanich rosyjskich surowców. Uczyniły tak, aby zademonstrować jedność Unii Europejskiej i NATO. Dać tym gwarancje bezpieczeństwa europejskim państwom ze „wschodniej flanki NATO”. Spełniły tym też oczekiwania swojego najważniejszego militarnego sojusznika, czyli USA.

Jednak zdaniem liderów Unii Europejskiej, taka nadzwyczajna jedność wojskowo- gospodarcza z USA, nie może być fundamentem przyszłych relacji Unia Europejska – USA – Chiny. Warto przypomnieć, że NATO jest Sojuszem Północnoatlantyckim, a nie sojuszem regionu Pacyfiku.

Dlatego prezydent Macron powiedział w Pekinie chińskiemu przywódcy Xi Jipingowi, że „wielkim ryzykiem”, przed którym stoi Europa, jest , że „zostanie uwikłana w kryzysy, które nie są nasze, a co uniemożliwia jej budowanie strategicznej autonomii”.  Zapytał w imieniu Unii Europejskiej: „Czy w naszym interesie leży przyspieszenie kryzysu na Tajwanie? Nie. Najgorsze byłoby myślenie, że my, Europejczycy, musimy stać się naśladowcami Ameryki”. Czyli przypomniał, że chińsko – amerykański spór o przyszłość Tajwanu nie jest sprawą Europu. Nie leży w jej „strategicznej autonomii”.

Oczywiście politycy USA, jak senator Rubio, mogą zadeklarować, że w takim razie niech „autonomiczna” Unia Europejska sama doprowadzi do pokoju, albo przynajmniej do rozejmu, w Ukrainie. Ale każdy odpowiedzialny polityk w Europie i USA wie, że bez udziału Chin szybko rozejmu i pokoju w Ukrainie nie będzie.

Dlatego prezydenci Macron i Biden podczas rozmowy telefonicznej zgodzili się, że trzeba podjąć działania, by zaangażować Chiny w przyśpieszenie zakończenia działań militarnych w Ukrainie.

Teraz politycy europejscy i amerykańscy „czekają na telefon przewodniczącego Xi Jinpinga do Kijowa”. Na nowy etap przygotowujący przyszłe negocjacje pokojowe. I pewnie dlatego prezydent Biden nie krytykuje francuskiego prezydenta za jego deklaracje o ścisłej współpracy z Chinami.

W interesie gospodarek Unii Europejskiej na pewno jest współpraca gospodarcza z Chinami. Wystarczy przypomnieć, że Macron podczas wizyty w Pekinie sprzedał Chinom 160 nowych samolotów Airbus. Relacje gospodarcze Chiny – Europa są niezwykle ważne dla dalszego rozwoju Unii Europejskiej. Obroty handlowe UE-Chiny zbliżają się do dwóch miliardów euro dziennie, przypomniał o tym ekspert profesor Bogdan Góralczyk. Są wyższe niż obroty UE z USA. 

Współpraca gospodarcza Unii Europejskiej z Chinami traktowana jest też przez wiele państw Unii jako rekompensata za utracony rynek rosyjski. I dlatego deklarują oni sojusz militarny z USA w Europie i jednocześnie „strategiczną autonomię” w relacjach gospodarczych Unii ze światem, zwłaszcza z Chinami. Największe gospodarki Unii Europejskiej nie chcą rywalizować gospodarczo z Pekinem stając po stronie Waszyngtonu.

Ukryta rywalizacja

Unia Europejska obawia się, że poprzez przyjęcie ustawy o obniżeniu inflacji (IRA). Amerykanie  wyrzekają polityki wolnego handlu, którą są gotowi poświęcić na ołtarzu rywalizacji z Chinami. ”Niepokój ten nie jest bezpodstawny” – powiedział w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej Konrad Popławski. Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) zajmujący się analizą handlu międzynarodowego, łańcuchami dostaw oraz gospodarką Unii Europejskiej.

Od kilku miesięcy toczy się skrywany w europejskich mediach spór państw Unii Europejskiej z USA. „Inflation Reduction Act” nie  dotyczy tylko walki z inflacją, lecz jest nową polityką gospodarczą administracji USA.

Amerykanie, obawiając się szybkich postępów Chin w dziedzinie nowych technologii, postanowili też skorzystać z chińskich doświadczeń w kreowaniu nowoczesnych technologii. Uruchomili system państwowych dotacji finansowych, nazwanych ulgami podatkowymi, sprzyjających tworzeniu w Stanach Zjednoczonych inwestycji związanych z nowymi, ekologicznymi technologiami. 

Można stwierdzić, że teraz ważą się losy konkurencyjności europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, który takich dotacji od państwa nie ma. To też ważny problem dla konkurencyjności przemysłu naszego regionu Europy. Polscy, czescy czy słowaccy producenci są bardzo związani w dostawy do zachodnioeuropejskich koncernów motoryzacyjnych. Motoryzacja odpowiada za 8 procent polskiego PKB. Polska jest dziesiątym eksporterem motoryzacyjnych podzespołów na świecie, głównie dzięki współpracy z koncernami z Europy Zachodniej.

Dlatego kiedy dziś politycy polscy koncentrują swoją aktywność na wsparciu Ukrainy, nie mogą też nie dostrzegać, że w Unii Europejskiej trwa nie mniej ważny dla państw „Wschodniej flanki NATO” spór o przyszłość naszego, europejskiego przemysłu.

Przyszłość przemysłowej Europy to zakończenie wojny w Ukrainie i przyszła europejska „strategiczna autonomia” gospodarcza. A tego nie da się osiągnąć bez współpracy z Chinami.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Chile skraca czas pracy

Następny

Belferstwo od zadań specjalnych