Czyżby kandydat republikanów na prezydenta USA, Donald Trump przebrał wreszcie miarkę? Na spotkaniu z wyborcami w Karolinie Północnej powiedział coś, co dość powszechnie zrozumiano, jako zachęcanie do zabicia rywalki demokratycznej, Hillary Clinton.
Ogłosił, że Clinton zamierza odebrać Amerykanom prawo do posiadania broni palnej (czego ta nigdy nawet nie sugerowała), co daje im druga poprawka do konstytucji. I „ostrzegł”, że jeśli Clinton zostanie prezydentem, mianuje swojego sędziego Sądu Najwyższego i przeważy szalę na korzyść sędziów liberalnych.
„Jak wybierze swoich sędziów, nic już nie będziecie móc zrobić. Chociaż… może ludzie od drugiej poprawki będą móc, nie wiem…” – dodał. Wszyscy zrozumieli, że „ludzie od drugiej poprawki” to posiadacze broni palnej.
„To nie jest zabawa. To było wezwanie do morderstwa. Niezrównoważeni ludzie z bronią, żywiący nienawiść do Hillary słuchają cię, panie Trump” – napisał senator Chris Murphy z Connecticut. „Donald Trump zasugerował, żeby ktoś zabił Hillary Clinton. Musimy poważnie traktować wypowiedziane słowa” – napisał kongresman Eric Swalwell z Kalifornii. A były dyrektor CIA, Michael Hayden, powiedział, że gdyby ktokolwiek inny wyraził się podobnie jak Trump, „zostałby z pewnością przesłuchany przez Secret Service „.
Nie minął dzień, a agenci biura ochrony rządu (Secret Service) zjawili się w sztabie wyborczym Trumpa i rozmawiali z jego ludźmi. Można się domyślać o czym. Tak podała telewizja CNN, a sam Trump zaprzeczył na Twitterze jakoby doszło do takiego spotkania.
Wcześniej sztab jego kampanii „wyjaśnił”, że w apelu do posiadaczy broni Trumpowi chodziło tylko o apel, „żeby zjednoczyli się „ w obronie swych praw.
Sama Clinton początkowo zaniemówiła, a potem – na wiecu w stanie Iowa – dała delikatny odpór: Słowa się liczą. Jeśli ktoś ubiega się o prezydenturę, albo jest prezydentem USA, słowa mogą mieć ogromne następstwa. Wczoraj byliśmy świadkami najnowszych beztroskich komentarzy Donalda Trumpa, które przekraczają granice”. A rzecznik jej kampanii oświadczył, że słowa Trumpa „to podżeganie do przemocy”.
„Tradycyjnie apolityczne środowisko hakerskie” w Stanach Zjednoczonych w tych wyborach zagłosuje na Hillary Clinton – zapowiedzieli jego przedstawiciele podczas największej na świecie konferencji hakerskiej w Las Vegas. Tuż przed lipcową konwencją demokratów, która mianowała ją kandydatką na prezydenta, portal WikiLeaks ujawnił maile jej sztabu wyborczego. Demokraci oskarżyli o kradzież korespondencji Kreml – co Trump zalecał Rosjanom publicznie – a szybkie śledztwo FBI wykazało, że złodzieje najprawdopodobniej są powiązani z Moskwą.
Ale nie wszyscy nie lubią Trumpa. Wobec padających coraz częściej sugestii całkiem poważnych ludzi, że Trump jest niespełna rozumu, Stowarzyszenie Psychiatrów Amerykańskich przypomniało członkom, aby nie oceniali publicznie stanu zdrowia kandydatów na prezydenta.
Otóż były szef Akademii Medycznej na Harvardzie, Jeffrey Flier napisał wprost, że Trump ma ewidentnie narcystyczne zaburzenie osobowości. A Profesor Dan McAdams z Uniwersytetu Northwestern opublikował analizę jego osobowości skupiającą się właśnie na jego narcyzmie.