Impas podczas głosowania na przewodniczącego Izby Reprezentantów ukazuje amerykańską polaryzację w pigułce. Pomimo skromnej przewagi republikanów (222 do 212) trumpistowski nominat, Kevin McCarthy, został wybrany dopiero po 15 głosowaniach – pierwszy taki przypadek od ponad stu lat. Republikańska alt-prawica zaczyna pożerać własny ogon. Kim jest McCarthy? To idealny akuszer chaosu, który dotknął Partii Republikańskiej. Nie będzie miał łatwego zadania.
Karierę zaczynał w legislaturze stanu. Wcześniej działał w Młodych Republikanach, od początku wiążąc karierę z kręgami biskimi partyjnych liderów. W 2003 został szefem GOP w Zgromadzeniu Stanowym Kalifornii, a następnie wygrał wybory do Izby Reprezentantów z republikańskiego 22-dystryktu. Szybko zaprzyjaźnił się z partyjną wierchuszką i zdobywał kolejne funkcje. W 2010 roku, po tym jak Republikanie odzyskali Izbę Reprezentantów, McCarthy otrzymał funkcję majority whip. Pełnił rolę odpowiednika Franka Underwooda z House of Cards, dyscyplinując niesfornych reprezentantów – prośbą, groźbą i ustępstwami. Reformy Baracka Obamy napotykały zdecydowany opór. Kończył się czas starej, przewidywalnej Partii Republikańskiej. Era polaryzacji weszła w fazę gorącą. Sprawy polityczne nadal załatwiano w zadymionych gabinetach, ale na ulicach pojawiła się tzw. Tea Party, dając początek alt-prawicy.
Kevin McCarthy uczył się szybko. Jeszcze za czasów prezydentury George’a W. Busha zajmował pozycję w centrum GOP, opowiadając się za niskimi podatkami dla wszystkich, reformą prawa imigracyjnego i współpracą z Demokratami dla dobra kraju. Dwie dekady później, jego poglądy uległy radykalnej zmianie, niemal z miesiąca na miesiąc. Tuż po ataku na Kapitol w styczniu 2021 roku, był jednym z pierwszych, którzy domagali się powołania specjalnej komisji. Jednak zaledwie trzy tygodnie później twierdził, że „Trump nie był iskrą, która roznieciła pożar”. Ciekawym zbiegiem okoliczności, chwilę wcześniej doszło do spotkania między Trumpem a McCarthy’m.
Sojusznik Donalda
Sojusz z Trumpem sięga kampanii roku 2016, kiedy był jednym z pierwszych, ktorzy wyrazili poparcie dla późniejszego zwycięzcy. Wcześniej musiał jednak ustąpić pola w wyścigu o funkcję przewodniczącego Izby Reprezentantów, która przypadła Paulowi Ryanowi. Dołączenie do obozu MAGA (Make America Great Again) otworzyło drzwi do dalszej kariery. Dla McCarthy’ego to wybór pragmatyczny. Nigdy nie słynął z wyrazistych poglądów, to raczej sprawny organizator i zawodowy negocjator.
Urodził się w liberalno-uczelnianym Bakersfield w 1965 roku, w czasie prezydentury Lyndona Johnstona, kiedy wydawało się, że progresywna hegemonia będzie trwała wiecznie. Na obrzeżach dużej polityki kiełkowała już jednak konserwatywna kontrewolucja pod wodzą Nixona i Reagana. Dzisiejsza Partia Republikańska to efekt ówczesnego zwrotu w stronę populizmu. Ta prawicowa matrioszka nieustannie zaskakuje kolejnymi warstwami eskstremistycznych poglądów, negatywnych odczuć, natywistycznych emocji i resentymentów. Nad tym całym chaosem nie panuje już nawet sam król chaosu. W toku kolejnych nieudanych głosowań Donald Trump miał obdzwaniać przeciwników McCarth’ego, grożącm, prosząc i apelując. Z mieszanym skutkiem. To niedobry prognostyk przed nadchodzącymi prawyborami w łonie Partii Republikańskiej.
Never Kevins
W trakcie długich dni klinczu podczas głosowania na przewodniczącego Izby Reprezentantow, przeciwnicy McCarthy’ego podzielili się na dwa obozy – tych umiarkowanych i „Never Kevins” (najbardziej rewolucyjni twardogłowi – zwolennicy „osuszania” waszyngtońskiego „bagna”). Opozycja wewnątrzpartyjna postawiła twarde warunki m.in. wymóg przedstawiana propozycji aktów prawnych na minimum 72 godziny przed głosowaniem oraz uprawnienie do zwołania głosowania nad odwołaniem spikera, przysługujące już jednemu reprezentantowi. Skrajna prawica zażądała szerokich ustępstw w obsadzie najważniejszych komisji. McCarthy odpuścił we wszystkich kwestiach, a ostateczne głosowania wygrał tylko za sprawą proceduralnych trików (niektórzy politycy wstrzymali się od głosowania, po by zmniejszyć kworum). Portal „Politico” porównał nowego spikera do brytyjskiej premier Liz Truss, przywołując eksperyment ze słynną główką sałaty, ironizując – czy McCarthy wytrzyma dłużej niż roślina z rodziny astrowatych? Jedno jest pewne: funkcja szefa Izby traci swój dawny powab. A przecież w sensie konstytucyjnym mowa o trzeciej osobie w państwie.
Jeszcze kilka miesięcy temu demokratyczna spikerka Nancy Pelosi uchodziła za jedną z najważniejszych polityczek w Stanach Zjednoczonych. W obecnej kadencji wzmocni się rola republikańskich skrzydeł – zarówno centrystów, jak i partyjnej prawicy. W rzeczywistości jednak wzrośnie poziom chaosu, a głos zyskają politycy nieprzewidywalni. Dla Demokratów to szansa na rozgrywanie wewnętrznych sprzeczności w obozie prawicy. Dla Donalda Trumpa – sygnał, że jego wpływy nie są tak silne, jak jeszcze chwilę przed niezadowalającymi wynikami wyborów do Izby i Senatu, w ktorych jego nominaci ponieśli sromotną klęskę. Ci zasiadający w Kongresie, jak Matt Gaetz z Florydy to tzw. wild cannons – niebezpiecznie chimeryczni populiści (Gaetz zasłynął umoczeniem w aferę krymilną z handlem ludźmi w tle – na ten moment nie postawiono mu jeszcze oficjalnych zarzutow). Inny przeciwnik McCarth’ego – Andy Biggs z Arizony – to polityczny zwierz większej wagi. Lider ultrakonserwatywnego Freedom Caucus wysuwał zarzuty o zbytniej estabishmentowości. Co ciekawe, to zawodowy polityk, o podobnej ścieżce kariery, co nowy spiker. Lista dziwnych osobistości w łonie GOP ciągnie się długo.
Do dalej?
Przygotowanie politycznego gruntu pod kampanię prezydencką w roku 2024 będzie jednym z głównych oczekiwań wobec McCarthy’ego. Już niebawem Izbę czeka cykliczna debata nad podniesieniem pułapu zadłużenia. Sekretarz skarbu USA Janet Yellen ostrzega, że Stanom Zjednoczonym grozi niewypłacalność. Tradycyjnie, dla Republikanów to czas na wyszarpywanie ustępstw, przede wszystkim ulg podatkowych dla miliarderów i korporacji. Biały Dom już zastrzegł – żadnych negocjacji nie będzie. To kolejny ból głowy dla nowego spikera. A kolejny, o wiele ważniejszy, tuż za rogiem: czy dni Donalda Trumpa są policzone, a republikańska nominacja przypadnie komu innemu? Radykalna zmiana sojuszy, nie byłaby pierwszym zwrotem w politycznej karierze Kevina McCarthy’ego.