Na południu Nigerii trwa niezadekretowany stan wojenny – armia przejęła funkcje policji, trwają represje wobec zwolenników restytucji Republiki Biafry. Oni sami twierdzą tymczasem, że organizują własny aparat bezpieczeństwa.
Napięcie pomiędzy IPOB – organizacją „rdzennego narodu Biafry” skupiającej ludność Igbo a rządem federalnym narastało od wielu miesięcy.
W otwartą fazę konflikt wszedł w momencie, gdy na tereny dawnego państwa biafrańskiego wkroczyła armia. Doszło wówczas do rajdu na dom przywócy IPOB Nnamdiu Kanu. Armi nigeryjskiej nie udało się wówczas go pojmać, konflikt zaczął pociągać za sobą ofiary. Z jednej strony zaczęły się represje, z drugiej zaś zwolennicy IPOB zaczęli stawiać czynny opór i akcje odwetowe. Odżyły wspomnienia wojny domowej sprzed niemal 40 lat.
Zgodnie z coraz częstszą praktyką dyskredytowania przeciwnika, stosowaną praktycznie na całym świecie, IPOB został ogłoszony przez armię nigeryjską organizacją terrorystyczną, jednak decyzja ta wywołała krytykę ze strony części polityków. Przewodniczący Senatu Bukola Saraki określił ją jako niekonstytucyjną, ponieważ armia nie ma uprawnień, aby ogłaszać to czy inne ugrupowanie za organizację terrorystyczną. Z kolei gubernatorzy południowych stanów starają się podejmować jakieś formy mediacji i doprowadzić do przywrócenia cywilnej administracji, w której instytucją odpowiedzialną za utrzymanie porządku byłaby policja, a nie wojsko. Sam Nnamdi Kanu ukrywa się natomiast, a polaryzacja pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami jego ruchu pogłębia się.
Renesnans sentymentów biafrańskich jest w zasadniczej mierze efektem kryzysu gospodarczego, jaki trwa w Nigerii od dwu lat. Rządy prezydenta Muhammadu Buhariego nie przyniosły zapowiadanej zmiany,. Do tego sam prezydent spędza coraz więcej czasu na leczeniu za granicą i jest tajemnicą Poliszynela, że realną władzę sprawują polityczne koterie zainteresowane głównie zaspokajaniem własnych interesów. W efekcie, wśród ludzi młodych z południa kraju, nie widzących dla siebie perspektyw, coraz większą atrakcyjność zyskiwały odwołania do biafrańskiego separatyzmu postrzeganego jako panaceum na wszelkie bolączki. Dodać trzeba, że obecne pokolenie nie pamięta już horrorów, jakie pociągnęła za sobą wojna domowa z lat 1967-70, hasła irredenty są zatem tym chętniej podejmowane.
Prezydent Buhari udał się jednak tymczasem na sesję ONZ do Nowego Jorku, ale coraz silniejsze są pogłoski, że nie wróci stamtąd do Nigerii, lecz znów pojedzie na leczenie do Londynu.