Tym razem prezydent USA, Donald Trump oświadczył, że „stanowczo” wspiera NATO, nie mniej powrócił do żądania, by wszystkie państwa członkowskie realizowały swoje zobowiązania finansowe wobec Sojuszu.
Te zobowiązania to 2 proc. PKB na wydatki obronne. Na 28 państw NATO, wymóg ten wypełniają USA, W. Brytania, Grecja (która boi się Turcji, też państwa członkowskiego), Polska i Estonia.
Trump wystąpił na spotkaniu z generalicją amerykańską w bazie sił powietrznych MacDill na Florydzie. Wcześniej rozmawiał telefonicznie z sekretarzem generalnym NATO, Jensem Stoltenbergiem. Według Biura Prasowego NATO, Trump i Stoltenberg „potwierdzili ważność Sojuszu w niespokojnych czasach”, a prezydent ponowił konieczność sprawiedliwego podziału wydatków. Również komunikat Białego Domu podkreślił, że rozmowa dotyczyła tego, jak zachęcić wszystkich sojuszników, aby wypełnili zobowiązania finansowe.
Stosunek Trumpa do NATO uległ jednak pewnej zmianie w porównaniu z twierdzeniami z kampanii wyborczej, kiedy mówił, że jest przestarzałe, że USA niekoniecznie bezwarunkowo pospieszą z pomocą wojskową państwom Europy wschodniej.
Teraz po rozmowie ze Stoltenbergiem Biały Dom poinformował, że Trump weźmie udział w spotkaniu z przywódcami państw członkowskich NATO pod koniec maja. Za dużo o jej przebiegu nie wiadomo, ale Biały Dom ujawnił, że poruszono sprawę „dostępnych środków pokojowego uregulowania konfliktu na wschodniej granicy Ukrainy” – cokolwiek to znaczy.
NATO natomiast podało, że sekretarz generalny „podniósł konieczność prowadzenia spójnej i silnej polityki obronnej wobec Rosji oraz dialogu” (z Moskwą). Ale nie wiemy, co na to Trump.