To ważne pytanie z punktu widzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego, ponieważ turecka armia jest trzecią pod względem wielkości siłą tej struktury.
Tę niepokojącą dla Jensa Stoltenberga deklarację złożył doradca prezydenta Turcji Yalchin Topchu. Powiedział on, że Sojusz przejawia „wrogi stosunek” do władz tureckich. Bezpośrednim powodem konfliktu stał się incydent podczas ćwiczeń Trident Javelin, które odbyły się w dniach 8-17 listopada w Norwegii. Na tablicy z portretami „przeciwników” sojuszu zainstalowano tablicę z ich portretami, wśród nich założyciela Republiki Turcji Mustafę Kemala Ataturka. Do „wrogów” zaliczono również obecnego tureckiego przywódcę Recepa Tayyipa Erdogana. Obrażona Ankara odwołała 40 tureckich wojskowych, którzy uczestniczyli w manewrach. I nic nie pomogły dwukrotne przeprosiny sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga i szefa norweskiego Ministerstwa Obrony Frank Bakke-Jensen również wyraził ubolewanie z powodu tego incydentu.
– Przyszedł czas przyjrzeć się naszemu członkostwu w NATO. Organizacja, która na wszelkie sposoby przejawia wrogość w stosunku do swojego członka, nie jest nam potrzebna – powiedział Topchu.
Prezydent Turcji nie przyjął przeprosin.
Niezależnie od małego prawdopodobieństwa wyjścia Turcji ze struktur NATO, to wyrazisty sygnał od dawna psujących się relacji między Sojuszem Północnoatlantyckim a Turcją, związany z konfliktem w Syrii. Turcja oceniła, że jej interesy zostały naruszone bez pomocy ze strony Sojuszu. Reakcją na to było zbliżenie z Rosją, która wykorzystała to po mistrzowsku do swoich działań na Bliskim Wschodzie.