Psują się stosunki niemiecko-tureckie w ekspresowym tempie. Z niezwykłą łatwością zaczynają przenikać do wiadomości powszechnej tajemnice wywiadu i kontrwywiadu niemieckiego na tematy tureckie.
Ledwie przez „niedopatrzenie” urzędnika światło dziennie ujrzała ocena rządu, że „wskutek rozwijanej od 2011 r. islamizacji polityki wewnętrznej i zagranicznej, Turcja stała się centralną płaszczyzną działań dla islamistycznych ugrupowań na Bliskim i Środkowym Wschodzie”, a już tygodnik „Welt am Sonntag” doniósł, że w Europie Zachodniej (zasadniczo w Niemczech) działa 800 oficerów wywiadu tureckiego (MIT) oraz 6 tys. jego współpracowników i informatorów.
A najśmieszniejsze jest to, że najczęściej współpracują i informują obywatele niemieccy, choć Turcy, wobec których państwo niemieckie jest bezradne, bo taki był dotychczas jego wybór.
Znamienna jest powaga, z jaką władze podeszły teraz do doniesienia prasowego i szybkość zapowiedzi, że parlamentarna komisja kontroli służb specjalnych Bundestagu zbada te zarzuty na wakacyjnym posiedzeniu nadzwyczajnym. „Welt am Sonntag” powołał się na niewymienionego z nazwiska polityka niemieckiego zajmującego się problematyką bezpieczeństwa. Inaczej mówiąc, rząd posłużył się gazetą, aby Bundestag mógł zabrać się za szarogęszenie się służb tureckich w Niemczech.
Jest to odpowiedź na ciągnące się od tygodni obrażanie władz w Berlinie przez rząd turecki z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganen w roli głównej; oskarżanie ich o wspieranie terroryzmu, a wręcz jego uprawianie w Turcji oraz podnoszenie przejrzystego szantażu, że Turcja znów uruchomi najazd przez swoje terytorium setek tysięcy migrantów azjatyckich i bliskowschodnich, by parli do Niemiec.
„Welt am Sonntag”, czytaj kontrwywiad niemiecki, pisze, że MIT „stworzył unikatową sieć nadzoru i kontroli i potrafi skutecznie wpływać na postawę i działania tureckiej społeczności w Niemczech. Jeden funkcjonariusz MIT przypada na 500 Turków zamieszkałych w RFN. Taka sztuka nie udała się nawet służbom wschodnioniemieckim”. Do zadań agentów MIT należy inwigilowanie mieszkających w Niemczech Turków i w razie potrzeby wywieranie na nich wpływu. Świetnym tego przykładem było zwołanie w końcu lipca w Kolonii co najmniej 30-tysięcznego wiecu Turków niemieckich, którzy udzielili bardzo głośnego poparcia dyktaturze Erdogana.
Ten zażądał od władz niemieckich zgody na przemówienie do zebranych z telebimów. Nie dostał jej. W odpowiedzi, wicepremier Turcji, Numan Kurtumlus oskarżył Niemcy o brak poszanowania demokracji i wolności słowa., a tureckie ministerstwo spraw zagranicznych wezwało do siebie charge d’affaires ambasady Niemiec, aby wręczyć mu notę protestacyjną.
Poseł Zielonych, Christian Stroebele powiedział „Welt am Sonntag”, że agenci tureccy obserwują nie tylko osoby podejrzane o terroryzm, lecz także tureckich opozycjonistów, którzy nie mają nic wspólnego z terroryzmem.
W Niemczech mieszka co najmniej 3 mln Turków w zwartych społecznościach, niektórzy w trzecim pokoleniu; są dzielnice w wielkich miastach, gdzie radio, telewizja, gazety są wyłącznie tureckojęzyczne i dokąd nie wchodzi policja niemiecka. W niedawnym sondażu 7 procent Turków niemieckich ( 210 tys.) stwierdziło, że dżihad jest właściwą metodą szerzenia islamu. A ilu nie przyznało się?