13 listopada 2024

loader

Ukraińska kontrofensywa. Dlaczego idzie tak wolno?

fot. Wikipedia Commons

Stosunkowo wolne tempo ukraińskiej kontrofensywy jest uwarunkowane obiektywnie – ilością sprzętu, umiejętnościami operacyjnymi armii, rosyjską obroną, ale pewnych błędów można było uniknąć, m.in. szybciej zacząć zachodnie dostawy i szkolenia – mówi Mariusz Cielma z „Nowej Techniki Wojskowej”. To, że kontrofensywa przebiega wolniej, niż zakładano, ale „rozwija się zgodnie z planem” – przyznał minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow.

Zdaniem Mariusza Cielmy, redaktora naczelnego „Nowej Techniki Wojskowej”, tempo ukraińskiej kontrofensywy podlega wpływowi wielu czynników. Istotne są nie tylko ilość ciężkiego sprzętu, takich jak czołgi (choć mogłoby go być więcej), ale także poziom wyszkolenia i zgrania żołnierzy. Rosjanie posiadają dogłębną i wieloliniową obronę z zaminowanymi polami na podejściu, co sprawia, że przełamanie jej stanowi żmudne zadanie, nie spodziewając się cudów.

„Ukraińcy dostali od Zachodu sprzęt, ale zawsze będzie go za mało. Jeśli analizować to, co mają teraz, to ciągle brakuje ciężkiego sprzętu. Stosunkowo mało czasu było na przeszkolenie ukraińskich żołnierzy, odbywało się to w ekspresowym tempie” – mówi Cielma. Zwraca uwagę, że np. w Polsce sześć tygodni szkolenia na czołgi „to dopiero pierwszy etap przygotowania załogi”.

„A Ukraińcy musieli w to wcisnąć całe szkolenie. Trudno oczekiwać, że po takim czasie żołnierze będą gotowi do zgranego działania w większych formacjach. To samo dotyczy innych rodzajów broni. De facto oni uczą się w praktyce, już na polu walki, co jest bardzo trudne i okupione krwią” – zaznacza Cielma.

Ważny problem to brak przewagi w powietrzu, o którym stale mówią eksperci. „Dla zachodniego dowódcy to jest nie do wyobrażenia, żeby zacząć ofensywę bez choćby czasowego panowania w powietrzu. I nie chodzi tu tylko o to, że Ukraińcy nie dostali samolotów F-16. Ta przewaga składa się z szeregu elementów, które sprawiają, że przeciwnik boi się ujawnić swoje pozycje. Bardzo ważne jest zapewnienie obrony przeciwlotniczej swoim oddziałom, z czym jest problem po stronie ukraińskiej. Oni muszą się wysunąć, podejść blisko przeciwnika, a tam działają śmigłowce i – przede wszystkim drony. To zespół problemów, który wpływa na jakość, skuteczność walki, na ponoszone straty” – mówi.

Zbyt wolne dostawy sprzętu

Ukraińska kontrofensywa była zapowiadana od jesieni ubiegłego roku. W tym czasie trwały ustalenia z sojusznikami na Zachodzie w sprawie dostaw sprzętu i różnych aspektów przygotowania Ukrainy. Wielokrotnie eksperci na Ukrainie i Zachodzie, w tym w Polsce alarmowali, że proces decyzyjny i dostawy sprzętu idą zbyt wolno.

„Decyzje zapadły dopiero późną zimą, potem sam proces dostaw, szkolenia. Gdyby te same decyzje zapadły kilka miesięcy wcześniej, np. w listopadzie ubiegłego roku, wszyscy – i Zachód, i Ukraińcy mieliby więcej czasu. A przecież okres późnej jesieni i zimy, gdy na froncie było stosunkowo spokojnie, można już było wykorzystywać na szkolenia. Ten sam scenariusz powtarza się teraz w przypadku samolotów F-16. Jest do przewidzenia, że Ukraińcy je dostaną, ale od momentu decyzji i ustaleń konieczne będą jeszcze długie miesiące szkolenia i przygotowania wojskowych” – podkreśla Cielma.

„Obiektywnym problemem” jest to, że, jak mówi, ilość sprzętu na Zachodzie też jest ograniczona. „Na pewno po tych pierwszych falach dostaw potrzebne będą kolejne. Te zapasy też nie są bez dna. Na razie rozwiązano to tak, że sięga się po starsze modele, np. nie czołgi Leopard 2, ale Leopard 1. Wszyscy mają jednak świadomość, że wojna prawdopodobnie będzie trwać jeszcze długo” – mówi.

„Jestem daleko od teorii o spisku…”

Inna sprawa, że „słychać te mroczne prognozy, że wojna będzie długa, ale fakt jest taki, że można by było zrobić więcej, żeby ona trwała krócej”. „Jestem daleki od teorii o spisku, że ktoś celowo na Zachodzie nie chce, by Ukraina tę wojnę wygrała. Na pewno czynnikiem hamującym jest obawa przed eskalacją, świadomość, że Rosja jest do różnych globalnych spraw potrzebna, nie można jej wepchnąć w ręce Chin, itd.” – mówi Cielma.

Na Ukrainie często można usłyszeć, że broń jest wydzielana „jak kroplówka”. Sam Wołodymyr Zełenski i jego dowódcy wskazywali, że mogliby walczyć bardziej efektywnie, gdyby pomoc z Zachodu docierała szybciej i w większej ilości.

„Na długą wojnę na pewno przygotowuje się Rosja”

Na pole walki trafiła już, po długotrwałych dywagacjach, amunicja kasetowa, która może wpłynąć na skuteczność niszczenia rosyjskich umocnionych pozycji. Od dawna „ciągnie się” jednak kwestia rakiet dalekiego zasięgu, którymi Ukraina mogłaby skutecznie osłabiać rosyjską armię, niszcząc obiekty w głębokim zapleczu, przede wszystkim amerykańskich ATACMS. Wielka Brytania jako pierwsza przekazała Ukrainie rakiety Storm Shadow, jednak ich liczba nie jest wystarczająca, by doprowadzić do jakiegoś przełomu.

„Na długą wojnę na pewno przygotowuje się Rosja, a na Zachodzie, pomimo tej świadomości, jest wrażenie reaktywności, ciągłego pozostawania o krok w tyle. Moskwa tymczasem liczy na zmęczenie Ukraińców. Kolejna zima, zapewne z nowymi atakami na infrastrukturę energetyczną i innymi problemami, w ich zamyśle ma zmęczyć, zniechęcić, zmiękczyć Ukraińców (ale także Zachód), uczynić bardziej skłonnymi do ustępstw” – zaznacza ekspert.

„Szukają nowych zapasów”

Po obu stronach frontu wojskom doskwiera głód amunicji artyleryjskiej. Nowych źródeł szukają zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie. Minister obrony Siergiej Szojgu odbył właśnie wizytę do Korei Północnej, która – jak nieoficjalnie wiadomo – dostarczała już Rosji pociski.

„Na pewno szukają nowych zapasów, bo artyleria odgrywa w tej wojnie ogromnie ważną rolę. Z różnych analiz, przy czym po obu stronach, wynika, że jest ona źródłem ogromnej większości strat po stronie przeciwnika. Tu również znaczenie ma czynnik czasu – stare zapasy się wyczerpały lub wyczerpują, potrzebne są nowe. To wymaga strategicznych decyzji, także po stronie sojuszników Ukrainy, bo na wyprodukowanie dużej ilości amunicji też potrzebny jest czas, nie da się tego zrobić z dnia na dzień” – mówi Cielma.

DT/PAP

Redakcja

Poprzedni

Putin zrobił zamach w Nigrze?

Następny

Europa w obliczu chorób tropikalnych