W Unii Europejskiej zaczyna się toczyć gra o wszystko, a grę prowadzi kanclerz Niemiec, Angela Merkel, zauważa komentator poważnego niemieckiego dziennika „Sueddeutsche Zeitung” (SZ), a ten wie co pisze. I stwierdza, że Merkel „chce stawić czoło tym, którzy chcą zniszczyć Wspólnotę”.
O tym w jakim kierunku sprawy potoczą się, mogą zadecydować dosłownie najbliższe tygodnie. Jeśli nie wydarzy się coś szczególnego, 9 marca z podaniem o rozwód z UE na brukselskim szczycie unijnym wystąpi premier Wielkiej Brytanii, Theresa May. Następnego dnia przywódcy 27 państw mogą zdecydować, że Wspólnota będzie się toczyć w rytmie różnych, może dwóch prędkości.
Merkel już to sygnalizowała podczas szczytu na Malcie przed niewielu dniami, kiedy powiedziała, że „nie zawsze wszyscy będą uczestniczyć we wszystkich stopniach integracji”. A potem pojechała do Warszawy po to w pierwszym rzędzie, żeby uzyskać jasność, czego spodziewać się po Polsce. No i usłyszała znów, że Polska powstaje z kolan, a waluta euro jej nie interesuje. Więc po rozmowach zauważyła, że „dwie prędkości w niektórych obszarach integracji unijnej istnieją od dawna, a w przyszłości będą pojawiać się jeszcze częściej”.
Ten komunikat jest jasny i pojawił się w kontekście powracania przez najważniejszych polityków polskich do pomysłu zmiany traktatów unijnych w celu osłabienia integracji. Inaczej mówiąc, choć Merkel rzekła mało wyraziście, to jednak przejrzyście: kto nie chce się integrować, jego sprawa, ale nie trzeba po to zmieniać traktatów.
„SZ” konkluduje, że Merkel konstruuje plan różnych prędkości, aby uratować UE przed rozpadem. Unii bowiem grozi niebezpieczeństwo ze strony naśladowców Brexitu, czyli populistów holenderskich, włoskich oraz francuskich z rzeczywiście groźną Marine Le Pen, którzy przy pewnym zbiegu okoliczności mogą objąć władzę w tym roku. Merkel obawia się też nadgorliwych Europejczyków, „których można znaleźć przede wszystkim w Brukseli”, zauważa „SZ”. A ci są wodą na młyn populistów i hamulcowych.
Do szczytu brukselskiego pozostał niespełna miesiąc czasu. Zdaniem „SZ” Merkel czeka na szczegółowe plany Theresy May w sprawie przyszłych związków Wielkiej Brytanii z UE. „Obie damy przygotowują się do rozgrywki finalnej” – stwierdza i ostrzega, że May szykuje się do „zagrywki pokerowej”, a niektóre kraje są gotowe wielkodusznie wyjść jej na przeciw, „żeby tylko uratować pokój”.
Odnosząc się do Polski, komentator podsumowuje, że Jarosław Kaczyński chce przeforsować szeroko zakrojoną zmianę traktatów, pozbawić władzy Parlament Europejski i przywrócić zasadę jednomyślności w Radzie Europejskiej”. Czyli wyposażyć się w prawo weta.
O tym, że UE zbliża się do rozstaju dróg, może też świadczyć wątpliwość jaką wyraził w wywiadzie przewodniczący Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker, czy 27 państw UE zachowa jedność w obliczu negocjowania rozwodu z Wielką Brytanią. Juncker widzi to tak: Pozostałe 27 krajów jeszcze o tym nie wie, ale Brytyjczycy bardzo dobrze wiedzą, jak mogą się z ich jednością uporać. Mogą krajowi A obiecać to, krajowi B tamto, a krajowi C jeszcze coś innego i w rezultacie nie będzie jednolitego frontu europejskiego.
Czy Węgrzy i Polacy chcą dokładnie tego samego, co Niemcy albo Francuzi?, pytał. Odpowiedź jest już znana.
Niejako nawiązując do obiecywania sobie przez Theresę May i prezydenta USA, Donalda Trumpa, że niebawem zawrą jakąś nadzwyczajną umowę handlową, Juncker przypomniał zwłaszcza państwom unijnym, że dopóki W. Brytania jest członkiem UE, nie może negocjować z innymi krajami porozumień handlowych, bowiem jest to kompetencja wspólnotowa, z którą w imieniu 28 krajów UE na zewnątrz występuje Komisja Europejska. Jeszcze co najmniej 2 lata.