To generalnie dobra wiadomość, ale jest w niej też łyżka dziegciu.
Administracja Trumpa wprowadziła naprawdę nadzwyczajne środki weryfikacji tożsamości ubiegających się o azyl. A amerykański system i bez tego jest jednym z najbardziej rygorystycznych na świecie.
Mali uchodźcy z wojny w Darfurze, w Sudanie Południowym/Mija okres 120 dni, w którym wstrzymano wszelkie procedury nadawania statusu uchodźcy i możliwości ubiegania się o azyl, a potem obywatelstwo w USA. Donald Trump wprowadził tę kwarantannę w marcu w swoim drugim traktacie antyimigranckim. Sam traktat został wprawdzie zablokowany przez kilku sędziów federalnych, ale Sąd Najwyższy zdecydował, że można wprowadzić w życie zapis mówiący o 120 dniach przerwy.
Teraz postępowania azylowe zostaną wznowione. Z tym, że imigranci sprawdzani będą naprawdę w nadzwyczajny sposób: przetrzepane zostaną ich telefony oraz wszelkie konta w serwisach społecznościowych, zbadana zostanie ich szczegółowa historia zatrudnienia w ojczyźnie, a także wszelkie dane bankowe.
Administracja Trumpa uzasadnia tak rygorystyczne środki weryfikacji tym, że od 2001 „setki osób urodzonych za granicą zostało skazanych za popełnienie przestępstw związanych z terroryzmem w Stanach Zjednoczonych.(…) Wśród nich znajdowały się nie tylko osoby, które wjechały na teren USA na podstawie legalnych wiz, ale także jednostki, które przyjechały do USA jako uchodźcy”.
Ponadto, jak zaznaczono, kandydatury z 11 krajów „wysokiego ryzyka” z nowej, zaktualizowanej „czarnej listy” Trumpa, będą rozpatrywane w drugiej kolejności – w praktyce zapewne wcale.
1 października administracja Trumpa zaczęła nowy rok budżetowy. Przewidziano w nim najniższy limit azylantów od 40 lat – zaledwie 45 tys. Dla porównania – Obama ustanowił limit przyjęć ok. 110 tys. uchodźców.