8 listopada 2024

loader

Więcej gazu?

To była czwarta już debata, jaką toczono w Parlamencie Europejskim na temat North Stream 2. Podobnie jak poprzednio Parlament w zasadzie in gremio opowiedział się za tym, żeby to Komisja Europejska negocjowała warunki powstania nowego gazociągu z Rosji do Europy.

North Stream 2 budzi zastrzeżenia fundamentalne, przy czym w tle najcięższych argumentów przeciwko niemu wytaczanych mocno tkwi polityka, a właściwie geo-polityka. Głosy próbujące rzecz całą racjonalizować i pomieścić w ramach europejskiej wspólnej polityki energetycznej, wcześniej czy później (choć raczej wcześniej) toną w powodzi słów, o gazowym szantażu rosyjskim, o rosyjskim gazie jako rosyjskiej broni, o nieliczeniu się z lękami i interesami krajów Europy Środkowo-wschodniej i o kompletnie pomijanych interesach Ukrainy, bo ukraińskie gazociągi trzeba będzie zamknąć. No i oczywiście – Gerhard Schroeder! Symbol zdrady Europy i europejskiej solidarności. Były kanclerz Niemiec od chwili przyjęcia posady w Gazpromie prasę ma wyłącznie złą i bardzo złą. W tej kakofonii emocji, anty-rosyjskich fobii, trochę jakby giną gospodarcze interesy Unii Europejskiej, które North Stream 2 postawi w stan niepewności. Ginie z pola widzenia polityków to na przykład, że gdy już ta rura zacznie pracować, to aż 80 proc. rosyjskiego gazu wysyłanego do Europy znajdzie się w Niemczech i stamtąd będzie rozsyłana. No, więc czy tylko Rosjanie będą mogli stosować „broń gazową”?… W końcu niekoniecznie trzeba mieć złoża gazu, kurek do rury też wystarczy, jak by się kto pytał.
Polscy europosłowie prawie jak jeden mąż w swych wypowiedziach dawali upust swojej antyrosyjskości. Putina kreowali na symbol wszelkiego zła, na zło skondensowane. Jego polityka gazowa, to w czystej formie emanacja jego dążenia do zawojowania Europy. Jak rozumiem gaz amerykański, który z okazji Powstania Warszawskiego prezydent Trump proponował Polsce (a więc i Europie) w nieograniczonych ilościach, jest całkowicie apolityczny i pozbawiony jakichkolwiek podtekstów o dominacji…
Drwię, owszem, ale z Rosją, z Niemcami (bo przecież gdyby nie one, North Stream 2 w ogóle nie miałby szans na jakiekolwiek powodzenie) trzeba rozmawiać konkretnie i rzeczowo, a nie wznosić bogoojczyźniane okrzyki. Tym bardziej, że popaść można przy okazji w śmieszność, niczym nasi prawicowi europosłowie protestujący przeciwko nowej podbałtyckiej rurze przy pomocy argumentów ekologicznych. Jak na reprezentantów kraju, który właśnie ostro przyciął rozwój energetyki wiatrowej i zdecydowanie prze w kierunku większego wykorzystania węgla do produkcji energii elektrycznej, jest to argumentacja, delikatnie mówiąc, niekoniecznie dobrze dobrana. Zdecydowanie wolę, gdy przemawiają interesy i gdy czuję, że ktoś rzeczywiście dba o te europejskie, czyli moje również. Takimi argumentami posługiwał się na przykład Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, członek Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów. Mówił (bodaj jako jedyny!), że North Stream 2 nie zwiększa dywersyfikacji źródeł gazu dla Europy, a pomniejsza te możliwości. Rzeczywiście Europę może zalać rosyjskie tsunami gazowe, które w perzynę obróci wszelkie kalkulacje ekonomiczne na gaz z Norwegii, czy tym bardziej z Kataru dostarczany tu w formie skroplonej. Tak uporczywie budowane połączenia między rurociągami przecinającymi Europę, stacje przesyłowe, które w założeniu mają sprawić, że Europe będzie mogła dowolnie sterować różnymi strumieniami gazu, mogą z dnia na dzień być bezradne wobec zalewu gazu rosyjskiego. Prof. Liberadzki wstrzemięźliwie podchodzi również do zapowiedzi, iż gaz dostarczany w wielkich ilościach musi być tańszy. Ma rację zwracając uwagę, że jeśli mamy do czynienia z monopolem, to kwestia taniej-drożej wcale nie musi być taka jednoznaczna. Tym bardziej, że jak zauważył Liberadzki, w przedstawianych dotąd projektach nie ma jasnego rozdziału między dostawcą a zarządzającym infrastrukturą. Czyż tak trudno sobie wyobrazić, że kraj, na którego terytorium spłynie 80 proc. całego gazu z Rosji, dojdzie do wniosku, iż upoważnia go to do jakichś dodatkowych profitów?
Projekt tego interesu jest więc rzeczywiście bardzo polityczny, ale nie tylko z tego powodu, że Rosjanie zatrudnili u siebie byłego kanclerza Niemiec i nie tylko o rosyjskie interesy chodzi.

trybuna.info

Poprzedni

Prezydent z zarzutami

Następny

Z nami się trudno rozstać