Serż Sarkisjan niewiele ponad tydzień cieszył się stanowiskiem szefa rządu Armenii. Trwające od kilkunastu dni burzliwe demonstracje uliczne sprawiły, że w poniedziałek złożył dymisję. Decydującym momentem było przejście części armii na stronę protestujących.
– Spełniam wasze żądanie. Życzę pokoju naszemu krajowi – powiedział Sarkisjan w orędziu do społeczeństwa, transmitowanym na żywo w internecie. Warto podkreślić, że polityk zdecydował się na gest, który jest rzadkością we współczesnym świecie – przyznał, że nie miał racji dokonując machinacji konstytucyjnych i wysyłając policję na tłumy domagające się przestrzegania demokratycznych standardów. Serż Sarkisjan jako premier przetrwał jedynie 11 dni.
Protesty w Armenii rozpoczęły się kilkanaście dni temu, po tym jak Sarkisjan ogłosił, że zamierza przejąć tekę szefa rządu. Społeczeństwo odczytało to jako szwindel, gdyż polityk pełniąc wcześniej urząd prezydenta, u schyłku swojej drugiej kadencji przeforsował zmiany w ustawie zasadniczej, które osłabiały znaczenie głowy państwa, znacznie poszerzając prerogatywy premiera. Dla Ormian było to jasne zagranie – próba zapewnienia sobie politycznej sukcesji. Przy okazji pojawiły się również wątki korupcyjne oraz zwyczajne rozczarowanie okresem jego prezydentury. Większość Ormian negatywnie ocenia dokonania Sarkisjana na polu spraw socjalnych.