7 listopada 2024

loader

Pomysłowy Dobromir nie żyje

Dla osobnika atechnicznego jak piszący te słowa wyczyny Adama Słodowego na telewizyjnym ekranie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych były znacznie bardziej fascynujące niż dla kogoś żyjącego z techniką za pan brat.

W cotygodniowym programie „Zrób to sam” Słodowy konstruował na poczekaniu, na oczach widzów, z właściwym sobie spokojem, a nawet „flegmą” rozmaite urządzenia, od zabawek (nigdy nie zapomnę zabaweczki-czołgu wielkości niewielkiego pudełka od herbaty, skonstruowanej z „pancerza” sklejonego zgrabnie z papieru, opatrzone go „lufą” w postaci ołówka i poruszającego się po stole dzięki ruchowi odwijania się gumki na drewnianej szpulce do nici) po przedmioty i akcesoria praktycznego użytku domowego i pozadomowego.

Słodowy, spokojnym głosem, ze swoją łagodną, niemal dziecięcą twarzą, ozdobioną jasnowłosą, rudawą grzywką mógł robić wrażenie jakiegoś cudotwórcy z gatunku tych, co przemieniają wodę w wino, magika, prestidigitatora. Niestety, ja nigdy nie potrafiłem czegokolwiek zrobić sam w tej dziedzinie. Po latach można by go skojarzyć z mistrzem pomysłowości technicznej w potrzebie, stwarzającym coś z niczego w chwili zagrożenia, McGyverem z popularnego niegdyś serialu.

Wiedziałem jednak już wtedy, co zresztą anonsowała na ekranie czołówka, że Słodowy jest inżynierem, człowiekiem o solidnej wiedzy teoretycznej i praktycznej. Dlatego poza uroczym technicznym teatrzykiem na ekranie, inżynier Słodowy wydał szereg książek, w których swoje telewizyjne pomysły przekuwał w zestawy starannych instrukcji i omówień jak „zrobić to samemu”.
Był też m.in. autorem scenariusza telewizyjnego serialu rysunkowego dla dzieci, tzw. kreskówki, „Pomysłowego Dobromira”. W postaci tytułowego bohatera, lekko piegowatego, sympatycznego, utalentowanego chłopca intuicyjnie wyczuwałem dziecięcy „autoportret” samego autora pomysłu.

Adam Słodowy zmarł 11 grudnia w wieku 96 lat. Mam przeczucie, że do samego końca, o ile tylko mógł, śledził z zainteresowaniem postępy w dziedzinie, której był znawcą i utalentowanym fascynatem i która w naszych czasach tak daleko prześcignęła siermiężne technicznie czasy jego aktywności. Bez wątpienia ku jego wielkiej satysfakcji

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Albo wyrok TSUE, albo Polexit

Następny

Wigilia z US Army

Zostaw komentarz